Rozmawiała Joanna Podolska Marek Edelman, ostatni żyjący dowódca powstania w getcie warszawskim: Żydów nie zabijano tylko w Kielcach czy Krakowie, ale w wielu innych miastach i miasteczkach, a także w pociągach. Zatrzymywano pociąg i wyciągano ich z wagonu. Sam widziałem ciała zabitych na stacjach i obok torów. Mój kolega został zabity w Łodzi w domu. Tylko za to, że był Żydem. Joanna Podolska: Jan Gross wydał w Stanach Zjednoczonych książkę "Strach. Antysemityzm po Auschwitz". Choć ma się ukazać po polsku dopiero za rok, już toczy się dyskusja na jej temat. Pan był świadkiem tego, co się działo w Polsce w 1945 roku. Dlaczego antysemityzm wybuchł w Polsce tak okrutnie tuż po straszliwej wojnie? Marek Edelman: - To nie był tylko 1945 rok. To ciągnie się od dawna. Antysemityzm jest tak stary jak historia chrześcijaństwa, więc, w zależności od okresu, raz jest religijny, raz ekonomiczny. Przez ostatnie sto lat stał się polityczny. Jak chce się zmobilizować społeczeństwo przeciw jakiejś sprawie, to się pokazuje wroga. A wróg powinien być do odróżnienia. Żydzi byli do odróżnienia i byli dobrym wrogiem. W Polsce był ekstremalny ruch antysemicki Narodowej Demokracji, Falanga, Młodzież Wszechpolska. Wprawdzie nie robiono tu komór gazowych, bo polski antysemityzm nie polegał na wyniszczeniu, na zabijaniu ludzi, tylko na tym, aby Żydów oddzielić, ograniczyć ich wpływy, usunąć z życia społecznego. I to zostało do dziś. Hitleryzm dodał do tego jeszcze pogardę do życia ludzkiego. Propaganda niemiecka mówiła o Żydach, że to podnaród. I wtedy także inni nabrali pewności, że wszystko im wolno. Wydarzenia w Polsce po wojnie wynikały zarówno z przedwojennego wychowania antysemickiego, jak i z wojny, z wpływu propagandy hitlerowskiej. Kiedy to było? Wiem, że po pogromie w Kielcach chronione były żydowskie szkoły i sierocińce, wspominali to ludzie, z którymi robiłam wywiady. - Na pewno po Kielcach. Żydzi dostali broń i czekali, co będzie się działo. Na mieście było dużo milicji. Może bandyci przestraszyli się, bo w Łodzi nie doszło do pogromu, choć środowisko żydowskie było wtedy spore. Tu było parędziesiąt tysięcy ludzi pozbieranych z różnych stron. Po wydarzeniach kieleckich pojawiły się w prasie listy intelektualistów, pełne oburzenia protesty. Pisarze odcięli się od tego jednoznacznie. A potem na długie lata ucichło. Jakby wszyscy zachorowali na zbiorową amnezję. - Tak, o Kielcach przez lata się nie mówiło. Temat wrócił dopiero w latach osiemdziesiątych. Od tego czasu dużo rzeczy napisano, szczególnie teraz, przy okazji rocznicy pogromu. Cztery lata temu po "Sąsiadach" przez Polskę przetoczyła się wielka dyskusja wokół mordu w Jedwabnem. Ale jakby została zatrzymana w pół drogi. Wydarzenia, które działy się w czasie wojny, można zawsze tłumaczyć prowokacją niemiecką. Temat mordów na Żydach w Polsce po 1945 roku był dotąd w zasadzie przemilczany. Wrócił wraz z książką Jana Grossa o polskim antysemityzmie po II wojnie światowej. Czy konieczne jest ciągłe rozdrapywanie tych ran? - Tak. Trzeba znać historię. Trzeba wiedzieć, co się zrobiło. Poza tym jak się zna przeszłość można zapobiec, żeby takie rzeczy się nie powtórzyły. I trzeba wychowywać dzieci od przedszkola w duchu tolerancji. Czyli jak? - W szacunku dla drugiego człowieka, niezależnie od tego, jakiej jest narodowości, jaką wyznaje religię, czy jakie ma poglądy. To może być trudne, kiedy ministrem edukacji zostaje Roman Giertych. Ale co ja na to poradzę, że Kaczyńscy są chorzy na władzę i łączą się z każdym, byle władzę utrzymać? Ja wiem na pewno, że oni sami nie są antysemitami i nie mają z takimi rzeczami nic wspólnego. Niestety, polityka prowadzi do podejmowania głupich decyzji. Jak się chce władzy, to się idzie do rządu z samym diabłem. |
Parlament Europejski stwierdził w rezolucji przyjętej 15 czerwca, że Polska jest krajem rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu i homofobii. Co Pan na to? - Polska wysyła światu niepokojące sygnały. PiS jest organizacją, która za wszelką cenę chce utrzymać władzę. Mówi, że jest moralna, a jest niemoralna. Jeżeli bierze takiego faceta do rządu jak Giertych i czyni go ministrem oświaty, to jest niemoralna. Trzeba naprawdę upaść na głowę, żeby coś takiego zrobić. Ambasador Izraela David Peleg publicznie wyraził swoją niechęć wobec Romana Giertycha. Mam jednak wątpliwość, czy miał prawo mówić, że będzie bojkotować polskiego ministra edukacji? - On tylko stwierdził, że nie chce, aby taka osoba organizowała przyjazdy młodzieży izraelskiej do Polski i nie chce mieć z nim stosunków. Ja to doskonale rozumiem. Też nie chciałbym mieć stosunków z Giertychem. To nie jest wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski? - Przestań te komunistyczne kawałki mi wciskać. Codziennie mielą to dziennikarze i wystarczy. Ambasador miał prawo tak powiedzieć czy nie? - Nie znam się na dyplomacji, nie wiem. Moim zdaniem każdy może mówić, co chce. Kilka miesięcy temu wystosował Pan list do premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Napisał Pan, że premier nie powinien występować w radiu, które szerzy ksenofobię, szowinizm i antysemityzm. Chodziło oczywiście o Radio Maryja. Zresztą bardzo jednoznacznie napisał Pan, że jest to stacja, która wzbudza nienawiść. - Radio Maryja powinno zostać zamknięte, bo zmienić się go już nie da. Nie jest to wbrew demokracji i wolności słowa? - Wolność słowa może istnieć tak długo jak długo nie zagraża demokracji. Nie od dziś wiadomo, że od nienawistnych słów do zbrodniczych czynów jest niedaleka droga. Tam gdzie jest ksenofobia, gdzie jest nacjonalizm, nie ma miejsca na demokratyczne działania. Trzeba z tym walczyć siłowo. Jeszcze kilka lat temu osobie wykształconej, na poziomie, nie wypadało się przyznawać do antysemickich poglądów, a teraz wydaje się być inaczej. To nawet na swój sposób jest modne. - Antysemitów zawsze można było spotkać w różnych środowiskach. Od wielkich pisarzy do tragarzy. Można zrobić przekrój społeczny przez całe społeczeństwo. W tym względzie nic się nie zmienia. Kim jest współczesny polski antysemita. Jakie ma cechy? - Jest ksenofobem, jest źle wychowany, prawdopodobnie już z domu wyniósł złe tradycje albo z jakiegoś wypaczonego społeczeństwa. Ale nie ma charakterystycznego typu. Właściwie dlaczego wyznacznikiem tolerancji i demokracji jest stosunek do Żydów? - To papierek lakmusowy od wielu lat. Sprawdzian tego, czy ktoś jest przyzwoity i nie robi getta ławkowego, czy jest nieprzyzwoity i je robi. Kto bije, a kto nie bije za to, że ktoś inny jest Żydem. Ale naznaczanie wszelkiej krytyki piętnem antysemityzmu doprowadza w końcu do chorej sytuacji, że niektórzy boją się powiedzieć cokolwiek przeciwko Żydom, żeby nie zostać posądzonym o działanie z pobudek antysemickich. - Nigdy czegoś takiego nie słyszałem, coś sobie chyba wymyśliłaś. Nie. Słyszę takie opinie często. Że podobnie jak inne mniejszości, choć jednocześnie w sposób skrajny, Żydzi wykorzystują swoją tragiczną historię w sposób instrumentalny. Dlatego krytyk nie skrytykuje słabej książki napisanej przez żydowskiego autora, a recenzent złego filmu, bo można mu zarzucić, że robi to tylko dlatego, bo nie lubi Żydów. - Nie gadaj głupot. To nie są głupoty. Takie rzeczy przeszkadzają nawet osobom, które są jak najdalsze od poglądów antysemickich. I nadużywanie tego pojęcia może w końcu doprowadzić do sytuacji, w której poważne antysemickie działania zostaną zlekceważone albo pominięte. Bez wątpienia teraz bardzo wiele kontrowersji wzbudza sytuacja w Izraelu. Ludzie nie rozumieją, co tam się dzieje, ale widzą zabite dzieci i rozpaczające matki. Nie sądzi Pan, że tragiczna dla obu stron wojna izraelsko-libańska wzbudzi nową falę niechęci wobec Żydów na całym świecie? A w każdym razie nie przysporzy im przyjaciół? - Wojna izraelska nie ma nic wspólnego z antysemityzmem i tym, o czym mówimy. Nie można mieszać różnych spraw. Bliski Wschód to konglomerat interesów całego świata: ekonomicznych, politycznych i wojskowych. Tam zderzają się interesy wielkich mocarstw. Dobrze, wróćmy więc do spraw polskich. Po "Strachu" Grossa w amerykańskiej prasie rozpętała się nowa antypolska kampania. - Jaka antypolska kampania? To endecka propaganda. Bez wątpienia ukazało się wiele nieprzychylnych Polakom artykułów. Elie Wiesel, laureat pokojowej nagrody Nobla, napisał w "Washington Post" recenzując "Strach", że antysemityzm przetrwał w różnych miejscach świata, ale najbardziej w Polsce. Cytuje go teraz cały świat. Nawet biorąc pod uwagę to wszystko, co już wiemy, uważa Pan, że to sprawiedliwe? - Wiesel już wcześniej pisał, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Co to znaczy z mlekiem matki? Chodzi nie o pierś matki, ale o wychowanie od małego. I tak, niestety, jest. Jeśli matka mówi dziecku: jak nie zjesz kaszki, to cię Żyd weźmie do worka, to wychowuje w takim właśnie duchu. To stereotyp. Która polska matka tak dziś mówi dzieciom? Tak może było przed wojną. Nie twierdzę, że nie ma w Polsce antysemityzmu. Oczywiście, że jest! Najbardziej wyraźnym świadectwem są obrzydliwe napisy na murach, które wciąż wracają i nie można ich usunąć. Ale chyba Polska nie jest najbardziej antysemickim krajem na świecie, ani nawet w Europie, a tak wynika z tych artykułów, zwłaszcza amerykańskich. - Nie wiem, czy w Polsce jest większy antysemityzm niż gdzieś indziej, czy mniejszy, bo to nie jest do zmierzenia. Ale na pewno zachował się. Bez wątpienia. Jak bardzo? Jeśli człowiek, który był szefem Młodzieży Wszechpolskiej zostaje ministrem oświaty, to nie jest dobrze. Wielu Polaków uważa, że ci, co robią Polsce złą opinię w świecie, to Żydzi, którzy mszczą się, bo stracili tutaj przywileje i musieli wyjechać, ale wcześniej to oni sami budowali komunizm. To też stereotyp, wiem, ale funkcjonuje podobnie jak w Ameryce antysemityzm wyssany przez polskie dzieci od matek. - Po wojnie uciekło stąd 200 czy 300 tys. Żydów, ale to nie są ci, co budowali tutaj komunizm. I oni nie mieli aż takiego wpływu. Żydzi jednak wbrew opinii niektórych nie rządzą światem. Pan wie o Polakach wszystko, co najgorsze - co się działo w Jedwabnem w 1941 roku, w Kielcach w 1946, w marcu 1968 - a jednak często przyjmuje Pan na siebie rolę obrońcy Polaków. Dlaczego? - Jak zarzuty są słuszne, to nie ma co bronić, jak niesłuszne - to mówię, co myślę. Morderców trzeba osądzić i ukarać. Niezależnie od tego, czy to urzędnik, lekarz czy milicjant, kto morduje drugiego człowieka, staje się bandytą. Ale może nie jesteśmy jeszcze gotowi, by przyjąć taką prawdę, że wśród zwyczajnych Polaków było tylu ludzi, którzy mordowali niewinnych i bezbronnych współobywateli - Trzeba przynajmniej wiedzieć, co się działo, a nie chować głowy w piasek. Dyskusja o stosunkach polsko-żydowskich toczy się od artykułu Jana Błońskiego "Biedni Polacy patrzą na getto", który został opublikowany na łamach "Tygodnika Powszechnego" w 1987 roku . Ale wtedy mówiło się o II wojnie światowej i o obojętności Polaków na los Żydów. Teraz mówimy o czymś, co nie chce się mieścić w głowie. O setkach Żydów zamordowanych przez Polaków po wojnie. - Przecież to jest wciąż to samo. Mimo wszystko to była inna sytuacja. - Czy to znaczy, że w czasach wojny wolno zabijać niewinnych ludzi? Nigdy nie wolno. - Dlatego niezależnie od tego, czy to się działo w 1941 czy 1946 roku morderca pozostaje mordercą, a człowiek przyzwoity – przyzwoitym. |