Page 548 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 548

*


                   Komanda czyszczące każdego dnia chodziły ulicami opustoszałej części
                 getta i za każdym razem zatrzymywały się na podwórku przy Lutomierskiej.
                 Ukrywający się niemal nie opuszczali kryjówek ani za dnia, ani nocą z obawy,
                 aby niechcący nie zostawić po sobie śladów. Klapa pomiędzy piwnicą i komór-
                 ką była najczęściej zamknięta, aby w razie odkrycia jednej grupy, druga miała
                 możliwość uratowania się. W piwnicy zrobiło się tak duszno, że ledwo można
                 było oddychać i mały Szolemek nieustannie posapuje. Isroel musiał wygrzebać
                 dziurę i wyjąć połówkę cegły ze ściany, aby doszło więcej powietrza. Przy tej
                 dziurze przez cały dzień stała Estera z dzieckiem w ramionach. Dziura służyła
                 również za punkt obserwacyjny, ponieważ kontakt z pozostałymi ukrywającymi
                 się na podwórzu został zerwany.
                   Zarówno chora Bella, jak i Szolemek każdego dnia dostawali odrobinę wywaru
                 z maku na lepszy sen.
                   Komanda czyszczące przybywały z wozami i ładowały na nie wszystko, co
                 znalazły w domach. Młotkami i kilofami opukiwano również ściany. W ten sposób
                 szukano ukrytych skarbów. I tak szukając, tu i ówdzie znajdowano czyjąś kry-
                 jówkę, po czym wyprowadzano z niej ukrywających się Żydów, których od razu
                 wysyłano na drugą stronę mostu.
                   Wieczorem Isroel pozwolił otworzyć klapę pomiędzy kryjówkami i wysunął
                 deskę z szafy ponad drzwiami komórki, aby zrobić nieco przeciągu. Pozwolił
                 pojedynczym osobom wyjść z komórki do mieszkania, aby się nieco poruszać,
                 porozciągać zesztywniałe kończyny.
                   Symcha Bunim Berkowicz wszędzie nosił ze sobą chlebak, w którym trzymał
                 swoje wiersze, poemat i Lili, lalkę Blimele. Nawet do spania nie odkładał chlebaka.
                 Podeszła do niego Dziunia. Ona i Michał przynieśli pudełko po herbacie, w któ-
                 rym były ukryte listy Michała do Miry i niedokończona praca Szafrana na temat
                 psychiki gettowego Żyda oraz inne dokumenty. Wkopali dziurę pod wiśnią i tam
                 je ukryli, jakby chcieli być bliżej swojego tajnego archiwum. Dołożyli do pudełka
                 notatki Samuela, które przygotował do swojej książki o historii Żydów w Łodzi,
                 a gdy znaleziono rysunki Wintera, też je tam włożono. Dziunia domagała się od
                 Bunima, aby i on ukrył tam swój niedokończony poemat.
                   Bunim pokręcił głową: – Muszę mieć to wszystko przy sobie… Chcę skończyć…
                 a po drugie, nie mogę się z tym rozstać, po trzecie… – nie dokończył zdania,
                 choć mu się zdawało, że dokończył. Ostatnio często mu się to przydarzało. Mało
                 mówił, ale jego głowa była pełna słów. Był zanurzony w nieustannej rozmowie
                 z obecnymi dookoła niego. Nieraz pytano, dlaczego tak uparcie milczy, a on nie
                 rozumiał i dziwił się, jakby chciał powiedzieć: – Jak to, przecież cały czas gadam.
                   Ten dzień obfitował w wizyty komand czyszczących. Isroel często wydawał
          546    polecenie, aby mieć się na baczności. Słychać było niemieckie słowa i okrzyki,
   543   544   545   546   547   548   549   550   551   552   553