Page 529 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 529
brodę – oświadczył. – Na pamiątkę ukrywania się, na całe moje życie.
Estera pogładziła go po policzku i wtedy poczuła na sobie wzrok Michała.
Nie bał się już patrzeć na nią i śpiącego Szolema. Mrugnęła do niego łobuzersko
i wskazała na swego syna: – To pańskie dzieło, doktorze... – wyszeptała.
Odmrugnął jej: – No i niech pani powie – czyż nie jestem artystą?
W nim również wszystko się uspokoiło, gdy tylko zszedł do kryjówki. Zgorz-
knienie i gniew pozostały po drugiej stronie muru. Zawód lekarza znów wydawał
mu się najpiękniejszą profesją na świecie.
Mógł patrzeć na Esterę i dziecko, lecz nie na Dziunię. Chodziła pochylona,
zgięta wpół, jak gdyby miała bóle brzucha. Przygaszone spojrzenie, jakim cały
czas obrzucała piwnicę, było spojrzeniem ptaka w klatce, który szuka drogi
ucieczki. Jej skrzywiona, zatroskana twarzyczka wywoływała w sercu tak bolesną
tęsknotę za dawną Dziunią, że ledwo mógł to znieść. Nie pocieszał jej jednak
i nie uspokajał, przeciwnie, zdołali się nawet trochę pokłócić po drodze. Jak
zwykle poszło o głupstwo. Dziunia chciała akurat wtedy zajrzeć do kooperatywy
i zobaczyć, czy nie można by zdobyć tam jeszcze jakiegoś prowiantu, a on nie
pozwolił jej pójść. Bał się po prostu, by nie pożałowała ich decyzji i nie uciekła,
zanim zejdą do kryjówki. I to on był tym, który umieścił ptaka w klatce. Nie czuł
się jednak winny. Innego wyjścia nie było.
Później, w piwnicy, rozmawiali wszyscy o tym, że trzeba jeszcze wybrać się
na zewnątrz i zgromadzić tyle żywności, ile się da. Odłożyli to na następną noc
i gdy Dziunia zgłosiła się do wyjścia na ochotnika, Michał zgodził się. Jego obo-
wiązkiem było przyjść tutaj razem z nią, ale trzymanie jej siłą nie miało sensu.
Była wolnym człowiekiem i panią własnego losu.
Jego serce było pełne czułości dla niej. Siedział w kącie, naprzeciwko skrzyn-
ki, na której spał Szolem, i myślał o ich dzieciach, które drzemią gdzieś w łonie
Dziuni, jeszcze nienarodzone. Cóż to będą za wolne ptaki! Jak szeroko rozłożą
skrzydła! Patrzył na śpiącego Szolema i w wyobraźni widział swojego potomka,
swojego syna, jeszcze nienarodzonego.
Rankiem po drugiej stronie getta rozpoczęła się obława. Słychać było strzały.
Wszyscy z wyjątkiem Estery i Szolema weszli na górę, do dużego mieszkania.
Szlamek i Abramek stali na warcie przy oknie. Gdyby w bramie albo na podwórzu
straży pożarnej pojawili się Niemcy lub żydowscy policjanci, mieliby dość czasu,
by otworzyć drzwi niewielkiej szafy zasłaniającej wejście do komórki, wyjąć deskę
z tylnej ścianki i wślizgnąć się do wnętrza kryjówki.
Dzięki możliwości wejścia do mieszkania, mogli się choć przez parę minut
poczuć „wolni”. Nie tylko Dziunia czuła udrękę w sercu. Pierwsze momenty pogody
ducha i spokoju minęły. Trzeba było powoli przyzwyczajać się do nowej siedziby.
Blumcia Ejbuszyc, którą wszyscy zaczęli nazywać mameszi , zaraz wyczuła to
12
12 Mamusia, mamuśka (jid.). 527