Page 595 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 595
wieczoru skarpety i wziąć się na poważnie za cerowanie; 5) nie zważając na
to, że szkoła już nie działa, postępować dalej w nauce, szczególnie w zakresie
matematyki i języków. Zacząć samodzielną naukę angielskiego; 6) zapisać się
do biblioteki Racheli i znów się wziąć za czytanie; 7) starać się każdego dnia
wysłuchać wiarygodnych wiadomości politycznych, przekazywać je sąsiadom
i współpracownikom w resorcie w celu podtrzymania ich na duchu; 8) bardziej
zaangażować się w życie partyjne i społeczne; 9) raz na zawsze wyjaśnić sobie
mój stosunek do Racheli; 10) prowadzić zapiski w moim dzienniku tak często,
jak się tylko da.
Punkt o Racheli wydaje się naiwny: a zwłaszcza pragnienie, aby być logicznym
i racjonalnym w temacie, którego myśli i słowa nie mogą rozwikłać. Dlaczego
dzisiejszego wieczoru zamiast udać się do Racheli, poszedłem odwiedzić Marka?
Nie chcę się w to zagłębiać. Szczególnie w dniu dzisiejszym.
*
Noc sylwestrowa
Zasłony na oknie nie były zasunięte i skąpe światło młodego księżyca, które
przedzierało się przez oszronioną szybę, spotykało się z połyskiem czterech
otwartych menażek stojących na kuchni, pod którą stały cztery pary trepów ze
zwisającymi, poplątanymi sznurowadłami. Piec kuchenny okalały sznury, na któ-
rych wisiały onuce, rękawice i skarpety, przez co wyglądał jak brzuch gospodyni
w podartym fartuchu. Na zimnej rurze, niczym ranny na koniu, wisiała podarta
marynarka Mojszego Ejbuszyca. A pod nią, na gzymsie kuchni, leżało na szmacie
parę skarbów: dwa przemarznięte ziemniaki, marchewka, połowa brukwi i parę
zawilgotniałych kawałków drewna.
Obok zimnego pieca stały dwa wiadra pełne wody pokrytej warstewką szkli-
stego lodu. Wokół igrały jaśniejsze i ciemniejsze cienie. Ściany w głębi pokoju
wyglądały dziwacznie. Półki pełne książek przypominały rzędy rozdziawionych
gąb z wyszczerzonymi, poczerniałymi zębami. Na jednej z półek leżał brulion
z naklejką „Katalog”. Obok stało blaszane pudełeczko z napisem „Składka
członkowska”. Na innej, na tle grzbietu książki, stała figurka – panienka wielkości
krasnoludka, co wyglądało tak, jakby jeden z bohaterów książki wydostał się
spomiędzy stronic. Dziewczynka miała czarne warkoczyki wykonane z włóczki,
przewiązane skrawkami czerwonej wstążki. Na jej ramionach spoczywał kolorowy
kawałek chusty, spod której sztywno sterczały dwie różowe rączki ulepione z masy
papierowej. Obejmowały one garnuszek na czulent wielkości naparstka. Nóżki
panienki też były zrobione z jeszcze chropowatej masy papierowej – widać, że
nie zostały wykończone. Ta krasnoludkowa dziewczynka spoglądała dwojgiem
jasnych oczu na izbę i na łóżka zrobione z krzeseł. Na jednym z nich pod kocem 593