Page 596 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 596
i płaszczami spał chłopiec, trochę dziecko, a trochę już mężczyzna, o okrągłej
twarzy usianej krostkami i pokrytej delikatnym meszkiem kiełkującego zarostu.
Usta chłopca były otwarte, a spomiędzy nich sterczały dwa wielkie, przednie zęby
przypominające blask księżyca przedzierający się przez szybę.
Na drugim spała dziewczyna. Połowa jej twarzy zanurzona była w poduszce,
a drugą połowę okrywały włosy zmierzwione na kształt pajęczyny. Ich cienkie
pasemka leżały na nosie i drżały w rytm oddechu. Całe jej ciało było rozluźnione
i zupełnie zrelaksowane.
Figurka z masy papierowej trzymająca garnuszek z czulentem zdawała się
czuwać nad snem Racheli, która sama czuła się w nim jak lalka ulepiona przez
wydarzenia minionego dnia, niby w fantastycznym przedstawieniu kukiełkowym.
Występowała w nim też inna marionetka – Dawid. We śnie Rachela czuła, jak
ugniata wilgotny papier z mączną papką, nadaje kształt swoim ludzikom i tworzy
z nich obrazy własnego życia obecnego i minionego. Obrazy te oplatały jej umysł
niczym sprężysta, nierówna taśma, pełna dziwnych słów, jasnych i niezrozumia-
łych, pełna symboli i roztańczonych kolorów.
Pracowała ostatnio nad projektem zatytułowanym „Obrazy żydowskiej ulicy
w piątkowy wieczór”. To było jej nowe zajęcie.
Po egzaminie maturalnym Rachela nie doświadczyła uczucia pustki, które
owładnęło wiele jej koleżanek. Miała zamiłowanie do nauki, ale jeszcze bardziej
lubiła zdobywać wiedzę bez narzuconego rytmu. W końcu mogła zanurzyć się
w wirze życia. Obsługa biblioteki, która obecnie była normalnie funkcjonującą
52
instytucją , zajmowała jej wiele czasu, ale wpłynęła na dziewczynę także w inny,
szczególny sposób. Z Rachelą coś się stało na skutek przebywania dniem i nocą
pomiędzy półkami pełnymi książkami. Lubiła je – nie tylko treść, ale także samą
ich obecność, niekoniecznie połączoną z lekturą. Intrygowały ją, pobudzały jej
ciekawość. Popychały ku czemuś, a jednocześnie tchnęły majestatycznym spoko-
jem. Niejeden raz zastanawiała się nad potęgą książek i ich pozorną papierową
słabością. Płomień zapałki może je zgładzić – ale nie uśmiercić. Wewnętrznie
tak się właśnie czuła – słaba, a zarazem silna jak książka.
Tutaj, w kuchni, w tym pokoju bibliotecznym, dwa razy w tygodniu prowadziła
kółko samokształceniowe. Tu także zaczęła pisać wiersze, opowiadania i eseje
o literaturze. Tu w szare, zimne popołudnia – w te uświęcone godziny dnia –
wkuwała trudne problemy trygonometrii, rozwiązywała logarytmy oraz uczyła
się zasad logiki i fizyki. Siedząc otulona na swoim łóżku z krzeseł, dłońmi w rę-
kawiczkach kartkowała zeszyty z notatkami, rozpadające się książki do historii,
które wędrowały od jednego studenta do drugiego. A każdego wieczoru szła
do szopy nieopodal placu rybnego, gdzie cała armia maturzystów i studentów,
52 Biblioteka, którą opisuje Chava Rosenfarb, faktycznie znajdowała się w jej mieszkaniu przy
594 ul. Łagiewnickiej 8. Były to nielegalne zbiory biblioteczne – głównie książek polskich i jidysz.