Page 599 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 599
Zdecydowanym gestem uniosła głowę w jego kierunku: – Chciałabym tu pracować.
Nie wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się leciutko i zaprowadził z powrotem
do drugiego pokoju: – Tu pracują artyści, rzeźbiarze, malarze – wyjaśniał spokojnie.
– Mogłabym pomagać…
Jego spojrzenie spoczęło na niej niczym snop jasnego światła. – Jest pani
pewna? – Poczerwieniała, kiwając potakująco głową. – Dobrze – zgodził się. –
Możemy spróbować…
Przez pierwszy tydzień przychodziła po pracy tylko się przyglądać. W na-
stępnym, pozwolono już jej zrobić coś samodzielnie. A w trzecim tygodniu stała
się w pełni członkiem tego specyficznego, małego resortu prowadzonego przez
nieortodoksyjnego rabina Wolmana .
58
Praca tutaj była przyjemnością. Godziny przelatywały w niecierpliwym rozgo-
rączkowaniu. To była walka z brakiem doświadczenia, niesprawnością własnych
palców, które miały zapanować nad papierową masą i uformować z niej to, co
chciały. Wokół siebie miała społeczność mężczyzn oraz kobiet, całkiem inny
rodzaj ludzi z resortu, którzy mieli tak wprawne, pewne dłonie i mówili do niej
językiem, który tak dobrze rozumiała. A do tego dochodziła jeszcze obecność tej
jednej osoby z działu – rabina, który był całkiem innym czarodziejem niż młody
profesor działający w tajnym uniwersytecie. Profesor budził zachwyt dla prawdy,
którą odkrywał, rabin Wolman budził ciekawość prawdy ukrytej. Jego oczy niczym
dalekie gwiazdy błyszczały, iskrzyły – i kusiły.
Poza tym byli odwiedzający, ci przypadkowi i stali. Były też nieme rozmowy,
które prowadziły między sobą gotowe figurki na półkach, stołach i w gablotach.
W tych paru pokojach panowała atmosfera zarówno groteski, jak i świętości,
która stale trzymała rozum i serce w czujności oraz skupieniu. Rachela niejeden
raz miała wrażenie, że młody profesor z uniwersytetu zmusza ją do odpowiedzi
na pytanie, które dręczy i nie daje spokoju: – Na czyj rozkaz, na czyj użytek
powstaje to muzeum?
Ale ta figurka dziewczynki, którą własnoręcznie ulepiła z masy papierowej,
była prosta, nieskomplikowana. Wzięła ją do domu przede wszystkim dlatego, że
nie mogła się z nią rozstać, a poza tym po to, aby w wolnej chwili ją dokończyć.
Chciała też pokazać ją Dawidowi. Miała może nadzieję, że ta dziewczynka, tak
niewinna, nieco prymitywna, pomoże im odnaleźć prostą drogę do siebie – przy-
wróci ich miłości jej dawną prostotę.
Dawid nie przyszedł spotkać się z nią w Nowy Rok. We śnie jednak się po-
jawił. A ona ugniatała go palcami, jakby był figurką, która powinna pasować do
maleńkiej panienki – i tworzyć z nią parę.
58 Najpewniej chodzi o rabina Emanuela Hirszberga (1894–1944), który odpowiadał za Wydział
Naukowy w getcie. 597