Page 603 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 603

Noc sylwestrowa.
                     Komisarzom i kierownikom resortów imprezę z okazji Nowego Roku przyobie-
                  cano całkiem huczną. Samuel planował pójść tam wcześnie, ale chociaż przygo-
                  towania rozpoczęli o czasie, przedłużały się one, aż zrobiło się już całkiem późno.
                     Matylda wystroiła się w swoją najpiękniejszą suknię: białą, wydekoltowaną,
                  brokatową kreację, którą uszyła sobie przed laty z okazji ważnego filantropijnego
                  balu. To była wspaniała suknia, idealna kopia paryskiego pierwowzoru. Jednak
                  Samuel skrzywił się z niesmakiem, gdy tylko zobaczył ją tak wystrojoną, z twarzą
                  pokrytą pudrem, różem i szminką. Wyglądała jak rozdęta sakwa, pofałdowana
                  i rozciągnięta na skutek dźwiganego ciężaru – jeszcze chwila, a eksploduje.
                  Brzuch Matyldy sterczał, wyjątkowo wielki i okrągły bez gorsetu, na nim zaś
                  spoczywały ciężkie, obwisłe piersi, które spłaszczone ciasnym, dopasowanym
                  materiałem, w żaden sposób nie mogły sobie znaleźć miejsca i wylewały się nad
                  dekoltem. Miała również olbrzymią pupę, która przy każdym ruchu podskaki-
                  wała niczym balon w siatce. Okręciła się przed Samuelem, oczekując komple-
                  mentów.
                     Od dłuższego czasu nie przykładał wagi do tego, w co Matylda się ubiera i jak
                  wygląda. W ogóle omijał ją spojrzeniem. Ale tym razem nie mógł dopuścić, aby
                  pokazała się jego znajomym w tej kreacji, narażając się na kpiny: – Ubierz się
                  w coś innego! – powiedział ostro. Aż podskoczyła ze zdziwienia. Odwróciła się
                  jednak do lustra i założyła kapelusz. – Nie pójdę z tobą tak ubraną! – oświad-
                  czył. Przygryzła wargi i przymocowała kapelusz długą szpilką. Zdenerwował
                  się: – Powinnaś pamiętać, że jest wojna i że trwają wysiedlenia. Czemu się tak
                  wystroiłaś? – Gotowy do wyjścia w wyprasowanym garniturze i wypolerowa-
                  nych sztybletach ruszył w kierunku drzwi. – Szybciej, przebieraj się! – Rozkazał
                  i wyszedł. Spacerował po korytarzu w tę i z powrotem, czując jak wibruje w nim
                  irytacja. Nie potrafił poradzić sobie z tym rozdarciem w życiu prywatnym. Nie
                  mógł ścierpieć swojej żony, a ta dziewczyna, z którą ostatnio się spotykał, nie
                  dawała mu chwili spokoju. Im bardziej czuł się winny w stosunku do Matyldy, tym
                  trudniej mu było wytrzymać z nią pod jednym dachem. Kiedyś, na początku swego
                  „beztroskiego” życia, po prostu nie rozmawiał z Matyldą i unikał jej. Ostatnio
                  jednak podjął wysiłek, aby zachowywać się wobec niej przyjaźniej i uprzejmiej.
                  Dlatego w czasie napadów złości niechęć do niej wybuchała w nim ze wzmożoną
                  siłą. Równocześnie nie czuł pewnego gruntu pod stopami, ponieważ ani dom,
                  ani bliska kobieta nie dawały mu oparcia. Do tego wszystkiego jego relacje
                  z Prezesem też nie układały się już gładko. Rumkowski coraz częściej strofował
                  go, a coraz rzadziej chwalił. Dawno już zapomniał o swoim długu wdzięczności
                  wobec niego za znalezienie mu tak udanej żony. Działalność partii syjonistycznej
                  również komplikowała uczucia Samuela wobec Prezesa. Zamęt ten potęgowały
                  też jego córki, Bella i Dziunia, które usilnie nakłaniały go do przeciwstawienia się
                  Prezesowi, co też uczynił w przypadku Mietka Rozenberga. Rzeczywiście miał
                  solidny mętlik w głowie i ledwo mógł się połapać w tej plątaninie uczuć.   601
   598   599   600   601   602   603   604   605   606   607   608