Page 597 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 597
53
którym nie było dane ukończyć edukacji, odwiedzała ten uniwersytet , który
narodził się tak po prostu, sam z siebie.
Dobrze było siedzieć między ściśniętymi, pootulanymi młodymi mężczyznami
i kobietami, którzy wypełniali szopę po brzegi. Wyglądało to tak, jakby odprawiano
tu potajemnie jakieś modlitwy, a prowadzący je profesor, który własnymi rękami
stworzył ten uniwersytet, młody człowiek o obliczu tak otwartym i jasnym jak wy-
jaśnione reguły matematyczne, był tu czarodziejem. Kawałkiem kredy szyfrował
zaklęcia i roztaczał wielkie wizje, sięgał ciemnych otchłani, otwierał niebiosa i wszyst-
ko napełniał światłem. Nie czynił tego sam. Zabierał ze sobą swych słuchaczy.
Razem stawiali rusztowania dla myśli, kładli podwaliny pod reguły, obalając stary,
głupi aksjomat, mówiący o tym, że w walce między sercem a mózgiem zwycięża
w końcu żołądek. Tak, tutaj nawet głodowanie stawało się lżejsze.
Rachela do niedawna pracowała w resorcie kapeluszy. Formy z filcu wycinała
wielkimi nożycami, od których zrobiły jej się na palcach takie odciski, że trzymanie
ołówka sprawiało jej fizyczny ból. Później jednak nadszedł ten grudniowy dzień,
który przyniósł wielką zmianę.
Gdy spieszyła się do domu z resortu, padał delikatny, gęsty śnieg. Było jej
gorąco od pośpiechu, a śnieg padający na pukle włosów wystających spod
kaptura chłodził jej policzki. Łapała go ustami. Tworzył zasłonę między nią i oto-
czeniem. Ledwo poznawała, gdzie się znajduje. Choć była zmęczona, planowała
dalszą część dnia, w której zaczynało się jej prywatne życie. Te dawne myśli,
które nachodziły ją w czasie wędrówek po ulicach, tamto grzebanie się w sobie
i to odwiecznie dręczące ją pytanie: kim jestem? – wszystko to odeszło. Gdzieś
w sobie miała już odpowiedź na te wątpliwości. Osiągnęła już wiedzę o tym, kim
jest, jednak nie drogą rozumowania i logiki. Z mrocznych buntów, z labiryntów
niepokoju, ze smutku i głodu nie tylko fizycznego niepostrzeżenie w kobiecości
tej osiemnastoletniej dziewczyny pojawiła się jej samoświadomość, której nie
dało się ubrać w słowa, ale która jednak była jasna. I to pozwalało jej myślom
swobodnie płynąć naprzód, do tych godzin i dni, które na nią czekają.
Idąc tak zamaszyście poprzez wirujący śnieg, zauważyła na murze dziwny
54
napis: „Oddział naukowy” . Obok tabliczki znajdowały się szklane drzwi o niskich
odrzwiach, a z boku oszronione okienko. Poprzez szpary, gdzie lód nie pokrywał
szczelnie szyby, zobaczyła pokój, parę stołów, a wokół nich – kobiety i mężczyzn
53 We wspomnieniach ocalałych pojawiają się informacje o nieoficjalnych wykładach, dyskusjach
i spotkaniach naukowych oraz nieformalnej edukacji, która była kontynuowana w getcie mimo
oficjalnego zamknięcia szkół w październiku 1941 r.
54 Wydział Naukowy powstał na zlecenie władz niemieckich, funkcjonował przy ul. Łagiewnickiej 25
i miał za zadanie przygotować eksponaty do przyszłego muzeum obrazującego życie wschodnio-
europejskich Żydów. Pracowali w nim artyści malarze i rzeźbiarze, m.in. Icchok (Wincent) Brau-
ner. Pierwsza przygotowana scena, o której pisała Kronika, to żydowskie wesele. 595