Page 550 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 550

A potem, pewnego zwykłego dnia, lotem błyskawicy rozniosła się po resor-
               cie wieść, że niemiecka komisja wraz z prezesem Rumkowskim przychodzi na
               inspekcję. Nerwowa gorączka niosła się przez wszystkie piętra i hale. Mietek
               sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Jeszcze nigdy nie przeżył takiego zdener-
               wowania i napięcia. Nie było w tym jednak żadnego strachu – tylko niemalże
               radosne oczekiwanie... na pochwałę. Poinformowano go, że jego hala będzie
               wizytowana jako ostatnia i ma dopilnować, by wszystko poszło jak należy. Czuł
               się wyróżniony. To jego halę chciano pokazać na koniec, żeby komisja wyszła
               z dobrym wrażeniem. Chodził tam i z powrotem obok swoich chłopców, poklepywał
               ich koleżeńsko po ramionach, nie mogąc opanować własnego zdenerwowania.
               „Trzymaj się, chłopie!” – dodawał im i sobie odwagi. Śmiał się głośno, przejęty
               i pełen entuzjazmu. Jak dobrze się stało, że nie był już policjantem ani próżnia-
               kiem czy rozrabiaką. Był produktywnym i użytecznym człowiekiem, najlepszym
               brygadzistą najważniejszego resortu w getcie. Był wręcz przekonany, że od jego
               hali zależy los całego getta.
                  W tamtej chwili raczej wyczuł niż dosłyszał poruszenie przed drzwiami hali.
               Stanęło w nich kilku oficerów w mundurach ze szlifami. Mietek wyprostował się
               odruchowo, „po policyjnemu” stuknął obcasami i zawołał: Achtung! Jego głos
               zabrzmiał trochę ochryple, ale śmiało i w żołnierskim stylu.
                  Niemieccy oficerowie rozpoczęli spacer pomiędzy rzędami maszyn. W odstę-
               pie paru kroków za nimi, w towarzystwie kierownika podążał prezes Rumkowski.
               Mietek przyjrzał mu się ukradkiem. Pamiętał go o wiele wyższym i szerszym
               w ramionach, niż wydawał się teraz. Szedł za oficerami pochylony, z opuszczoną
               głową. Jeden z oficerów przywołał go do siebie palcem – tak jak się przywołuje
               małego chłopca. Prezes podbiegł pośpiesznie, a zaraz za nim kierownik. Uniżenie
               odpowiadali na pytania, po chwili zaś wszystkie twarze zwróciły się w stronę
               Mietka. Dłoń w skórzanej rękawiczce wyciągnęła się w jego stronę, przywołując
               go palcem. Mietek zebrał się w sobie i marszowym krokiem podszedł do oficerów.
               Stanął przed nimi z dumnie uniesioną głową. Zauważył iskry rozbawienia w ich
               oczach, lecz nie zdeprymowało go to. Pytali go o pracę i produkcję. Odpowiadał
               spokojnie, poprawnym niemieckim i drwiące iskry w oczach oficerów pomału
               przygasały. Obdarzali go już teraz uwagą, przysłuchując się z zainteresowa-
               niem jego wyjaśnieniom. Jasno i rzeczowo opisywał funkcję każdej maszyny, jej
               zalety i wady. Pokazywał śruby i części maszyn, które produkowano tu, w hali
               tokarskiej.
                  I zaraz potem było po wszystkim. Oficerowie wyszli, nie oglądając się na
               niego, a za nimi podreptał pochylony Prezes.
                  Później okazało się jednak, że na tym się nie skończyło. Za jakieś dwa dni
               resort otrzymał duże zamówienie i list pochwalny od Biebowa, a sam Prezes
               wydał bankiet dla majstrów i współpracowników. Mietek zajmował na bankie-
               cie honorowe miejsce. Przyznano mu wyróżnienie i posadzono między Preze-
         548   sem i kierownikiem resortu. Namawiano go gorąco, by podczas odbierania
   545   546   547   548   549   550   551   552   553   554   555