Page 522 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 522

*



                  (Fragment listu)
                  Co się ostatnio dzieje z Gutmanem? Gdy wraca z resortu (pracuje w resorcie
               siodlarzy ), zjada posiłek i chwyta za pędzel. Jedyne obrazy, jakie wykańcza,
                      5
               zostały zamówione przez Rumkowskiego albo inną szychę. Dorabia im dobro-
               tliwe twarze i wielce „symboliczne” tło. Gdy pracuje nad takim obrazem, nie
               da się z nim rozmawiać. Gdy zaś próbuję rzucić okiem na powstające dzieło,
               gotów jest mnie rozszarpać. Innych obrazów nie kończy. Zawsze zaczyna je
               w szczególnie podniosłym nastroju. Nie maluje już scen z getta, tylko Hiszpanię.
               Wspomnienia z wojny domowej. Winnice, żołnierzy i żołnierki z jego brygady
               – a większość twarzy przypomina jego własną. „O, popatrz, tak wyglądałem”
               – pokazuje dumnie nieogolonego bojowca z karabinem maszynowym pod
               pachą. „To był czas, gdy naprawdę żyłem, czułem się w pełni człowiekiem”.
               Pytam go: „Ta broń przydawała ci człowieczeństwa?”. Odpowiada mi: „Tak, broń
               trzymana w dłoni dla obrony czegoś, co uważasz za święte, czyni cię godnym
               człowiekiem. Przydaje wartości twojemu życiu, które jest ci tak drogie, a jednak
               jesteś gotów je poświęcić. Gdybyś wiedział, ile problemów taka broń potrafi roz-
               wiązać, uprościć, jak łatwo zaciera detale, zostawiając cię sam na sam z istotą
               rzeczy”.
                  W takich chwilach jest przyjacielski i dostępny. Jego zamyślona twarz jaśnieje
               i niemal pieści płótno, gdy zaludnia je swoimi towarzyszami broni. Widzę, jak
               porusza ustami, jakby przesyłał im pozdrowienie. Nozdrza mu się rozszerzają,
               wciąż oddycha powietrzem Hiszpanii. Czasem nuci melodie i widać, jaki jest
               szczęśliwy, że je pamięta. Czeka, by ktoś podszedł zapytać, co takiego śpiewa.
               Wystarczy jednak nieostrożne słowo kogoś z domowników albo jakieś zdarzenie
               w resorcie, a zanurza pędzel w czarnej farbie i kreśli na płótnie czarny krzyż.
               Zapytałem go kiedyś, na przykład, dlaczego nie maluje samych bitew, tylko za-
               wsze na poły idylliczne sceny z pejzażami. Natychmiast zmierzył mnie wściekłym
               spojrzeniem i wycedził: „Ponieważ piękno bitwy można tylko przeżyć. Na płótnie
               wyszłoby podle!” – a pędzel z czarną farbą czekał już w jego dłoni. Innym razem
               zapytałem go, dlaczego nie maluje już getta. Odpowiedział mi: „To getto maluje,
               zamalowuje mnie...” I to by było na tyle.
                  Gdy postanowiliśmy się tu przeprowadzić, Gutman był podekscytowany.
               „Będziemy mieszkać w jednym domu z Wladimirem Winterem. Wiesz, że jest
               wielkim artystą” – rzucił do mnie, gdy pchaliśmy wózek z rzeczami. Popatrzyłem




               5    W getcie był Wydział (resort) Skórzano-Siodlarski lub Rymarsko-Siodlarski, w którym Żydzi wyko-
                  nywali m.in. oporządzenie dla wojska, w tym siodła. Zakład Produktów Skórzanych i Rymarskich
         520      znajdował się przy ul. Łagiewnickiej 63 i przy ul. Krawieckiej 19.
   517   518   519   520   521   522   523   524   525   526   527