Page 519 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 519

światową potęgę i intensywnie działamy na rzecz zmiany nas samych i naszego
                  otoczenia, gdy czujemy nóż na gardle. Poza tym potęga doświadczenia zależy od
                  tego, jak głęboko czegoś doświadczyliśmy i na ile osobiście nas to doświadczane
                  wydarzenie dotknęło. My, Żydzi, traktujemy nasze nieszczęście jako coś niepo-
                  wtarzalnego w całej historii, a dla innych to jedynie część obrazu wojny. Dlatego
                  nie robię sobie złudzeń. Nasze cierpienia nie będą lekcją moralności dla świata.
                     Jak więc powiązać moje marzenie o jutrze z rzeczywistością, która, jak sądzę,
                  nadejdzie? Moją nadzieją są działania tych, których obecne wydarzenia poruszą
                  aż do samego dna duszy, tych, którzy nie będą mogli zapomnieć – ocalałych Ży-
                  dów, żołnierzy, którzy cudem uniknęli śmierci, matek, które straciły synów. Jakże
                  chętnie zostawiłbym dla nich coś w rodzaju testamentu, w którym napisałbym,
                  iż pragnę, abyśmy jeden drugiemu nie zadawali cierpienia. Po to, aby każdy
                  człowiek mógł wreszcie odpowiedzieć Bogu: „Mój brat Abel żyje, a ja go strzegę”.



                                                    *


                     (Ciąg dalszy listu)
                                                              2
                     Mama w Jom Kipur pościła i cały dzień płakała . Nie przeszkadzałem jej
                  w tym zajęciu. Czułem, że tak odnajduje ukojenie. To samo poczułem u innych
                  getciarzy, których ogarnęła żałobna histeria. Rozmodleni ludzie, wstrząsani
                  konwulsyjnym płaczem, pozwolili mi zrozumieć, że tkwi w nich większa siła, niźli
                  sobie to wyobrażałem. W pokorze modlitwy przypominali mi wręcz mocarzy: ich
                  uniesione ręce wyglądały jak nieustępliwe kolumny, które podtrzymują niebo
                  i nie pozwalają mu zwalić się ludziom na głowy. Wielu z tych modlących się
                  nie należy do osób pobożnych. Wiem, że przyszli tu wykrzyczeć się w „legalny”
                  sposób podobnie jak moja mama. Każdego z nas przepełnia krzyk. Męczy i dusi
                  się w nas. Dlatego taki dzień przynosi ulgę.
                     Czasem spaceruję, gapię się i podziwiam cuda, jakie dotykają tutaj ludzi.
                  Podług wszelkich znanych mi zasad po takiej dwuletniej diecie nie tylko ciało,
                  ale i ducha powinna dopaść apatia.
                     Część ludzi przypomina strachy na wróble, sama skóra i kości. Inni chodzą
                  opuchnięci, napęczniali jak dynie. Tracą włosy, zęby, wyglądają źle, źle słyszą.
                  Łamią im się paznokcie. Niektórzy mają żołądki, które nie chcą już trawić jedze-
                  nia. Część cierpi na odwapnienie kości, inni mają przeżarte płuca. A mimo to
                  zasuwają, uwijają się, biegają. Pracują po dziesięć-dwanaście godzin przy kra-
                  wiectwie, w resortach metalowych i stolarskich. A potem widzisz ich taszczących



                  2    Jom Kipur – jedno z najważniejszych świąt żydowskich, Dzień Pokuty i Pojednania, w którym obo-
                     wiązuje ścisły post.                                              517
   514   515   516   517   518   519   520   521   522   523   524