Page 521 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 521
Zapomniałem Ci napisać, że mieszkamy w nowym lokalu, u Nadzi. Wydział
Mieszkaniowy chciał jej dokwaterować pięć osób z prowincji, więc to my posta-
nowiliśmy się wprowadzić. Mieszkanie jest w lepszym stanie i jest cieplejsze.
Poza tym zamieszkała z nami żona mojego przyjaciela Szafrana. Tak, przestał
być kawalerem. Jego żona też jest nauczycielką. Słodka dziewczyna. Jest nas,
na psa urok, sześć dorosłych osób i jedno dziecko (córeczka Nadzi). Jak długo
przetrwa przyjazna atmosfera, tego nie wiem. Potencjalnie zaszkodzić jej może
Gutman albo ja. Siły, która jest w stanie utrzymać nas razem, upatruję w mamie
i Minele, naszym dziecku.
Szafran pisze właśnie pracę o życiu rodzinnym i relacjach małżeńskich w get-
cie. Przeczytałem kilka stron. Całkiem interesujące. Płeć piękna jest mi zupełnie
obojętna, chociaż nie narzekam na zdrowie i siły. Śpię z Nadzią i pozostaję
zimny jak kamień. Chętniej szukam towarzystwa mężczyzn. Przy nich czuję, że
przynajmniej mój mózg nie jest jeszcze impotentem.
Ciekawi mnie, co odczuwa Gutman. Wiem, że kiedyś żywił słabość wobec
żony Cukermana. Namalował jej niebrzydki portret. To jednak bardziej związane
jest z jego fantazjami niźli z rzeczywistością. Czasem widzę, jak wodzi wzrokiem
za Nadzią. Tak, jej chód jest elegancki, ubiera się ze smakiem. Wyraz jej twarzy,
wzrok przygnębionej, pokornej kotki, która łasi się i żebrze ciepła – to potrafi
przyciągnąć uwagę mężczyzny. Ciekawi cię, jak się z tym czuję? Nie czuję zu-
pełnie nic. Ani dumy, że podoba się innym, ani zazdrości. Pisałem już, że jedyną
formą miłości, jaką jestem w stanie dzisiaj okazać, jest litość. To właśnie czuję
wobec niej i jej dziecka – Minele. Może również wdzięczność. W ogóle by mi nie
przeszkadzało, gdyby Gutman mi ją odebrał, uwalniając od ciężaru jej wierno-
ści, który czasem ciąży mi jak kamień u szyi. Ale pchnąć ją w jego ramiona nie
potrafię. Obraziłbym wówczas kobietę. Widzisz, z jaką pychą o tym mówię – ja,
kulawy impotent? Przynajmniej tu, na papierze, jestem szczery.
Ciekawi mnie też, jak Gutman czuje się wśród nas jako artysta, nie mając
osobnego miejsca do pracy. Gdy wieczorem przychodzi mu ochota na malowa-
nie, zaczyna łazić z kąta w kąt z paletą, sztalugą i pudełkami farb. Mała Minele
odnajduje go zaraz i brudzi sobie ręce o przybory malarskie. Ja też tęsknię za
własnym kątem. Sam mogę być tylko na ulicy albo nocą, gdy siadam do stołu
z ołówkiem i kartką papieru i piszę do Ciebie. Jednak po chwili Minele ciągnie
mnie za spodnie, a mama nieustannie przerywa mi uwagami.
Ale jak tu się na nich gniewać? Minele jest półtorarocznym łobuziakiem
o bujnych lokach, którego wszędzie pełno, musi wszystkiego dotknąć. Trudno
pojąć, co ta mała istota robi dla podtrzymania mnie na duchu. Ma sześć białych
ząbków, a gdy je ukazuje, świat robi się jaśniejszy. Gdybym mógł wybrać sobie
boga, wybrałbym ją. A mama? W porównaniu z mamą wszyscy jesteśmy bez-
radni, bezsilni, ubodzy. Bijące z niej ciepło wydaje się niewyczerpane. Patrzę na
nią i podziwiam ją. Kim ona jest? Co w niej tkwi? O, nie rozumiem jej, nawet nie
chcę, nie próbuję jej tłumaczyć. Tworzy gniazdo dla nas wszystkich. 519