Page 515 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 515
Dr Michał Lewin
Litzmannstadt-getto, … października 1941
(Dalszy ciąg listu)
Jestem zgorzkniały, co Mirele? To nawet coś więcej. Zrozpaczony szukam
przyczyny tego wszystkiego, co tak ciężko znieść i jeszcze trudniej pojąć. Kto
jest winien? Chcę nad nim sądu. Łatwo zrzucać całą winę na Niemca, ale to zło
ma głębsze korzenie. I sięga dalej. Dokąd?
Zrobiło się jesiennie… jesiennie. Getto tonie w rozpaczliwym deszczu. Ani
źdźbła nadziei, którego można by się uchwycić. Wszyscy tutaj jesteśmy jak mu-
chy, które rzucają się na śmiercionośnym, kleistym lepie. Im bardziej człowiek
chce się od niego oderwać, tym bardziej się przykleja.
Mirele, marzę o tym, abyś choć raz odwiedziła mnie we śnie. Nie przychodzisz.
Może to ja Cię przegnałem, wyrwałem z siebie, bo wspomnienie za bardzo bola-
ło? Nie mogę nawet przywołać obrazu Twojej twarzy ani ciała. Nawet pieszczoty,
jakimi się obdarzaliśmy, wydają mi się cieniem snu śnionego przez inną osobę,
nie przeze mnie. Kim jesteś? Jeśli w ogóle gdzieś istniejesz jako kobieta, jako
ciało, które posiada twarz, oczy, dłonie, uśmiech, to jesteś obcą kobietą, której
nigdy nie pożądałem. Bo i ja stałem się obcy. Sam nie mam pewności, czy wiem,
kim jestem. Może tylko jakąś namiastką człowieka, który kiedyś nazywał się
Michał Lewin.
Wiesz, czasami, gdy myślę o sobie, postrzegam siebie jako pojedynczą mole-
kułę, komórkę, w której wnętrzu znajduje się właściwe jądro – „ja”. A wokół jądra
wzburzona plazma – również „ja”, ale rozciągnięte we wszechświecie. Dla tego
„właściwego ja”, Mirele – Ty, tak podobna do mnie przygwożdżonego żółtą łatą 513