Page 510 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 510

prosi za wszystkich Żydów, a przede wszystkim za nią, Krejnę, i za jej dzieci. Już
               przyuczyła tę swoją gromadkę, aby – gdy tylko otworzą się drzwi – powiedzieli
               chórem: „Le-szono tojwo , panie Rozenberg!”. Tymczasem, by dzieci nie znudziły
                                   27
               się czekaniem, dała im kawałek brukwi. I tak siedziały dookoła niej, chrupały
               brukiew i pożądliwymi oczyma spoglądały to na kuchnię, to na drzwi. One same
               nie za bardzo lubiły pana Rozenberga, który zachowywał się tak, jakby ich nie
               widział. Ani razu nie zagadał do nich choćby słowem, a jedynie zajmował się ich
               mamą. Nie mogły też zrozumieć, dlaczego ona tak się przejmuje „gościem”, jak
               go nazywała.
                  Dzieci starały się pokonać niecierpliwość, senność i nudę, opowiadając
               Krejnie swoje przeżycia z całego dnia.
                  – Jak tylko mnie zobaczyła – mówiła Cypa-Dwojrele – gdy ta włocławianka
               zobaczyła, że przynoszę jej plecak, tak zaczęła mnie całować, ściskać i płakać,
               aż się wystraszyłam, sądząc, że znowu zemdleje. Oni są bogaci. Mają całe
               siatki z jedzeniem. Mają już sienniki do spania w szkole. Później poszłam tam,
               gdzie się modlono, tam mężczyźni płakali… Z tałesami na głowach wyglądali
               jak kobiety… Prezes do nich przemawiał. Nadchodzą nowe rozporządzenia, tak
               mówili wszyscy na ulicy.
                  – Cicho, zamknij już buzię – Krejna nie mogła tego słuchać. – Nie będzie
               żadnych rozporządzeń. Wszyscy Żydzi wymodlą sobie dobry rok i po świętach
               przyjdzie na szwaba smutny koniec.
                  – A co będzie później? – zapytał Zajnwl. Z czystą twarzyczką i mokrą, ucze-
               saną główką wyglądał już bardzo męsko jak na swoje dziewięć lat.
                  – Potem zostaniemy wyzwoleni – odpowiedziała mu poważnie.
                  – To co będzie?
                  – Co znaczy „co będzie”?
                  – No, co będziemy robić?
                  – A co mielibyśmy robić, ty osiołku? Tata wróci.
                  – A co będzie jeszcze później?
                  – Będziemy bogaci – Cypa-Dwojra przyjęła ton matki. – Zamieszkamy na
               pierwszym piętrze. Będziemy chodzić pięknie ubrani. Będziemy mieć najlepsze
               rzeczy do jedzenia i wyjedziemy z getta.
                  – Wyjedziemy z getta? – niezadowolony Zajnwl pokręcił głową. – Po co?
               Wszyscy szajgece mieszkają po tamtej stronie.
                  – Głupi jesteś. Wtedy nie będzie już szajgeców.
                  – Jak to? Wszyscy umrą?
                  Mały Beryś zamrugał oczkami: – Wszyscy zostaną Żydami.
                  W końcu drzwi się otworzyły. Pan Rozenberg wszedł i dzieci pozdrowiły go wy-
               uczoną frazą: „Le-szono tojwo, panie Rozenberg!” „Gość” zatrzymał się wyraźnie



         508   27    Dobrego roku (jid.)
   505   506   507   508   509   510   511   512   513   514   515