Page 507 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 507
dziwnie od tej uległości. Przypominał jej kurczaka, który wyciąga szyję w kierunku
26
szojcheta . Zaczęła pocierać jego głowę z wściekłością, drapać palcami skórę
na jego czaszce. Mały nawet nie pisnął. Gdy w końcu dała mu spokój, jego twarz
była tak blada jak biała piana, która unosiła się na brudnej wodzie w miedni-
cy. Chwyciła sfatygowany ręcznik, przyciągnęła chłopca do pieca i zaczęła go
energicznie wycierać: – Dzisiaj jest święty dzień. Wszyscy Żydzi oczyszczają
się z grzechów – wyjaśniła – aby zasłużyć na przetrwanie wojny… Zdejmij buty,
umyjemy też nogi.
Szybko zrzucił mokre trepki i zanurzył nogi w miednicy. Jego zimne stopy
spowodowały, że poczuła się jeszcze bardziej dziwnie. Tarła je twardą szczotką,
aby oczyścić z brudu, ale też po to, aby je rozgrzać.
– Czy ja też mam grzech, mamo? – chłopiec zapytał, uderzając zębem o ząb.
– No a co, przecież nie jesteś Bogiem… Każdy grzeszy. Sam dobrze o tym wiesz.
– Nie pamiętam…
– A takie ubłocone nogi to co? To też grzech.
– Żydzi z teatru pewnie mają jeszcze więcej grzechów – zauważył chłopiec.
– Płakali, jakby ich ktoś bił.
– Kto?
– W teatrze. Kołysali się i płakali… I wiesz… Zgadnij, kto tam był? Prezes
Rumkowski. Przemawiał. Powiedział, że nadejdą nowe rozporządzenia, a wtedy
wszyscy płakali jeszcze bardziej… – Krejna przestała go wycierać. Serce jej sta-
nęło. Tak, wiedziała, że coś się szykuje. Wszystkie te znaki nie były na próżno.
Dziecko popatrzyło na nią mądrze i ze smutkiem: – Jeśli chcesz, możesz mnie
myć codziennie – powiedział chłopiec i zaczął ssać palec, po czym dodał: – Nie
szkodzi. Możesz mnie też bić, to nie będę miał grzechu.
Szturchnęła go: – Już cisza. Uspokój się. Idź, ubierz się! – Beryś wyciągnął
ręce po wilgotne, brudne ubrania, a ona zaczęła krzyczeć: – To gówno chcesz
zakładać, niedorajdo jedna! Zaczekaj, dam ci czystą koszulkę. Przecież słyszałeś,
że dzisiaj jest święto, tak czy nie?
– A spodnie? – zapytał niepewnym głosem.
– No, co spodnie? A masz inne?
– Takie mokre?
Wyrwała mu spodnie z rąk i powiesiła na gorącej rurze nad piecem. Zaraz
zaczęły parować. – Chodź, usiądź tutaj, obok ognia – poleciła i posadziła na
wpół gołego chłopca na stołku obok pieca. Popatrzyła na jego chude, gołe nóż-
ki, na wilgotną głowę. Znowu wyglądał jak przemoczony, mizerny kurczak. Jego
oczy, mądre i smutne – oczy Fajwisia – szukały jej. Nie mogła wytrzymać tego
spojrzenia: – Co się tak na mnie gapisz tymi swoimi ślepiami? Nie znasz mnie?
– złościła się. Zaczerpnęła kubek gorącej wody z garnca, w którym bulgotała
26 Szojchet – osoba dokonująca rytualnego uboju zgodnie z prawem religijnym. 505