Page 503 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 503
Adam szedł przez wieczorne ulice i w myślach analizował to dziwne spotka-
nie oraz słowa Zajdenfelda. Tak, on miał rację. Trzeba być związanym z jakimś
resortem. Będą podwyżki. Ścisnął w kieszeni portfel z dwustoma markami. „Na
pochyłe drzewo każda koza skacze” – przypomniał sobie powiedzonko Rejzli i na
myśl przyszło mu przysłowie maklera: „Getto podobne jest do jaja, kto je przebije,
ten zje”. – Ech, oni byli mądrzy i silni, właśnie w tej swojej niższości – taka Rejzl
czy ten pośrednik. Trzeba się uczyć od prostaków. Jak się jest na dnie i chce się
jakoś przetrwać, to nie ma co naśladować lwa, tygrysa, orła czy łabędzia. Trzeba
się uczyć od skorpionów i robaków – i należy pamiętać, że cel uświęca środki.
W nocy nie mógł spać. Miniony dzień i przeżycia, jakie przyniósł, rozbudził
go. Kręcił się i rzucał na łóżku, które – wydawało mu się – dziwnie trzeszczy.
Powtarzał sobie, że to zgiełk w jego umyśle, a nie hałas na zewnątrz i dziwił się
dźwiękom, jakie słyszał. A jednak nie. Wyglądało na to, że te hałasy, skrzypienia
dochodziły spod podłogi. Przypomniał sobie, że często słyszał taki rumor, ale
nie przykładał do tego wagi.
Zeskoczył z łóżka i po cichu się ubrał. Na palcach wyszedł z domu i zszedł
do piwnicy. W środku panowała cisza. Spróbował otworzyć żelazne drzwi, ale
nie udało mu się. Zaraz potem usłyszał zgrzyt. Szybko cofnął się i schował za
domem. Ktoś odryglował piwniczne drzwi i cicho wymknął się przez nie. Adam
wystawił głowę zza muru i od razu poznał Samuela z jedną z jego córek, lecz nie
rozpoznał dokładnie, z którą.
Całą noc leżał, czuwając i analizując sprawę piwnicy. To były te cienie, które
widywał w nocy, siedząc pod wiśnią. A on brał je za wydumane cienie zmarłych.
Prawda była jednak prozaiczna. Prozaiczna? Nie. Pozostawała tajemnicą. Cóż
takiego Samuel z córką robili w środku nocy w piwnicy? Świt swoim blaskiem
olśnił go prostą odpowiedzią: radioodbiornik.
Ubrał się i zszedł na ulicę, aby poczekać na Samuela. Zaspany Samuel i czujny
Adam chwilę spoglądali na siebie, a wyraz ich oczu wyrażał więcej niż słowa.
Adam jednak bawił się dobrze: – Chcę ci trochę potowarzyszyć – powiedział. –
Nigdy nie mamy okazji pogadać, a tak, zaoszczędzę ci trochę czasu.
Samuel uciął krótko: – Nie chcę cię znać.
– Mnie? Twojego najlepszego przyjaciela?
– Odczep się!
– A jednak przyczepię się, tylko na minutkę. Chcę, żebyś wziął mnie do swo-
jego resortu. Będę figurował u ciebie na etacie.
– Musiałbym tego chcieć.
– Już ja się zatroszczę, abyś zechciał. Kiedy mam przyjść do twojego resortu?
– Nigdy.
– O rety! Tak kategorycznie? Dobrze, to ubijemy inny interes. Nie musisz
się mnie obawiać… Jeszcze tak nisko nie upadłem. Ale chcę przeżyć tę wojnę…
I w imię naszej przyjaźni powinieneś mi pomóc. Nie chcę dużo, tylko dwadzieścia
pięć marek tygodniowo i radioodbiornik będzie bezpieczny. 501