Page 496 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 496

przeniknęła jego mózg, teraz rozpaliła całe ciało. Furia w nim rozgorzała, ale
               panował nad sobą. Wcześniej musi się najeść.
                  Rejzl przywitała go z matczynym uśmiechem: – No, to pokaż mi tę swoją
               buźkę. Otworzył usta i pozwolił jej zobaczyć metalowe koronki. – Miło spojrzeć
               na pana – rozpromieniła się, podając mu na talerzu flaczki.
                  – A konia z kopytami macie tutaj? – zapytał żartując.
                  Rejzl wybałuszyła na niego oczy: – A niby skąd? Co pan sobie myśli, że ja
               Panem Bogiem jestem, czy co? Skąd mam konia wyczarować?
                  „Czarownica!” – mruknął Adam do siebie i z wielkim apetytem pochłonął
               flaczki. Był wesoły. Ogarnęła go młodzieńcza, błazeńska wesołkowatość. Homo
                             6
               homini lupus est . Przypomniał sobie przysłowie, które pozostało mu w pamięci
               z lekcji łaciny na studiach. W myślach je poprawił: „Człowiek człowiekowi wilkiem
               lub owcą jest”. Podszedł do Rejzl i położył jej dłoń na ramieniu: – Rejzl – uroczy-
               ście pokręcił głową. – Spisujesz się na medal!
                  Z zadowoleniem odrzekła: – Byle tylko usłyszeć dobre słowo. Jak to się mówi:
               A gut wort kost gornit un iz wert a sach .
                                                7
                  Skłonił się przed nią: – Za to, co uczyniłaś dla mnie, należy ci się więcej niż
               tylko dobre słowo. Od dzisiaj ulżę ci, będę sam sobie gotował.
                  Rejzl wybałuszyła na niego swe wielkie oczy: – He?
                  – Daj mi te pieniądze, które pozostały z moich złotych koronek i… Człowiek,
               który może zatroszczyć się o siebie sam, nie powinien obciążać innych. Byłaś
               dla mnie dobra jak anioł, Rejzl.
                  Jej twarz zaczęła zmieniać barwę niczym w świetle kolorowych reflektorów.
               Najpierw zrobiła się biała, potem sina, następnie różowa, aż wreszcie – czer-
               wona. W oczach zaiskrzyły jej zielone błyski jak u pantery. Przycisnęła ręce do
               płaskiej piersi i tak głośno westchnęła, jakby się coś w niej złamało: – No nie,
               takiej potwarzy to ja się nie spodziewałam, na moich wrogów!
                  Adam przyglądał się jej z zadowoleniem. Z chłopięcą ciekawością obserwował,
               jak się zachowa, co powie. – Nie chcę cię urazić Rejzl – tak modulował głos, aby
               zabrzmiał delikatnie.
                  Była zdesperowana. – Wydaje mu się, że może mnie urazić? Kto żyw, pluje na
               mnie. I co z tego? Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą . – Obiema dłońmi
                                                                 8
               chwyciła się pod boki i zaczęła trząść się ze zmartwienia.
                   – Teraz twoja kolej na ból zębów? – naśmiewał się.
                  – A czy ja nie wiedziałam, że to tak będzie? Dobro zapomina się łatwiej niż
               krzywdę.



               6     Człowiek człowiekowi wilkiem (łac.).
               7     Dobre słowo nic nie kosztuje, a warte jest wiele (jid.).
         494   8     W oryginale: „Przez pochyły parkan wszystkie kozy skaczą”.
   491   492   493   494   495   496   497   498   499   500   501