Page 492 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 492

i znajdzie siły, by postawić nogi na jego stopniach? – zastanawiał się pan Adam.
                  Potem ból powrócił z jeszcze większą siłą, jak kilka tygodni wcześniej. Ale
               teraz Adam nie cierpiał w milczeniu. Krzyczał, aż cały dom trząsł się od jego ryku.
               Czasem nie mógł uleżeć w łóżku, tylko tańczył po pokoju jak pijany, z twarzą
               ukrytą w obu rękach. Palcami szybko przesuwał po gołej czaszce i ciężko dyszał.
                  Raz, podczas takiego ryczącego tańca, stanął przed nim Samuel. Spojrze-
               nie pana Adama, przepojone bólem, padło najpierw na czarne oficerki, potem
               przeskoczyło na twarz Samuela, a stamtąd na grube bryczesy, obcisłą kurtkę,
               wreszcie na całą rosłą sylwetkę z ogorzałą, surową twarzą. Dawny lęk chwycił
               Adama za gardło. To śmierć przed nim stała i przymierzała się, by go zniszczyć.
               Wtedy Adam zawołał na pomoc ból i uchwycił się go jak opoki. Ten sam ból, który
               przywrócił go do życia, nie pozwoli mu się poddać. Będzie walczyć! Podszedł do
               Samuela i pokazał mu skrzywioną twarz, jak dziecko, które chce kogoś prze-
               straszyć brzydkim grymasem.
                  – Nie można wytrzymać od tych twoich krzyków – powiedział Samuel.
                  Adam roześmiał się, aż piana ukazała mu się na wargach. Pokazał Samuelowi
               opuchnięte dziąsła z wystającymi resztkami zębów, które pozostały mu w ustach.
               Śmiech sprawiał mu ból, palący, rwący, kłujący, ale było warto: – Wolisz, jak
               jestem cicho, ha? – śmiał się i ryczał. – Ha, ha, teraz będę tak wrzeszczeć, że
                                          3
               mnie usłyszysz jak Tytus muchę !
                  – Wyrzucę cię.
                  – Będę za tobą biegać po ulicach!
                  – Co ja ci takiego zrobiłem, że mi grozisz?
                  – Nic, jesteś tylko moim Aniołem Śmierci. – Słysząc to, Samuel wzruszył
               ramionami i wyszedł. Adam jadowicie chlusnął za nim wyzwiskami: – W getcie
               nie ma miejsca dla nas obu. Albo ja, albo ty! A ty swoją rundę przegrałeś, bratku!
               Ja żyję! Ja żyję! Zdepczę cię! – Wpadł do kuchni do Rejzl: – Chodź ze mną do
               ambulatorium! – rozkazał.
                  Rejzl na niego spojrzała, jak patrzy się na człowieka niespełna rozumu: –
               W głowie się panu pomieszało, panie Rozenberg? Taka „klepsydra” jak ja?
                  – Chodź, powiedziałem!
                  Rejzl aż założyła ręce na płaskim biuście: – Patrzcie no! A kto pan jest,
               żeby mi rozkazywać? Wielki pan! Gdyby nie ja, czarna fura już dawno by pana
               odwiozła na cmentarz!





               3    Według jednej z legend Talmudu (traktat Gittin 56b) Bóg ukarał Tytusa Flawiusza za zburzenie
                  Świątyni Jerozolimskiej, zsyłając na niego małą muchę. Przez nos przedostała się ona do mózgu
                  Tytusa, gdzie przez siedem lat kąsała go i nie dawała mu spokoju bzyczeniem, aż w końcu przy-
                  czyniła się do jego śmierci. Kiedy otwarto mu czaszkę, znaleziono owada wielkości jaskółki, z mie-
         490      dzianym dziobem i żelaznymi szponami.
   487   488   489   490   491   492   493   494   495   496   497