Page 485 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 485

furia i próbował wypchnąć Jadwigę z łóżka. Ale jej ręce były splecione na jego
                  karku. – Kochaj mnie, Adasiu – piszczała. – Kochaj mnie, bo umrę... – Zaczynał
                  okładać ją pięściami, bić z całej siły po ramionach, piersiach i brzuchu. Ale ona
                  promieniała. Uśmiechała się, jakby każdy cios był pieszczotą. Wyrywał się jej,
                  wyskakiwał z łóżka i zaczynał pospiesznie ubierać. Wtedy ona też wychodziła
                  z łóżka i zakładała ubranie. Podchodziła do lustra, by się pomalować. Potem
                  szukała kartek żywnościowych, wkładała płaszcz, kapelusz i rękawiczki. Od
                  drzwi posyłała mu w powietrzu całusa: – Przyniosę jedzenie.
                    Od razu ponownie padał na łóżko. O niczym nie myślał. Chciało mu się spać
                  i zapadał w twardy sen. Ostatnio miał w sobie taką ciężką ospałość. Gdyby mu
                  pozwolono, przesypiałby całe doby.
                    Sceny z Jadwigą często się powtarzały. Z czasem przyzwyczaił się i okładał
                  ją pięściami za każdym razem, kiedy się nago wsuwała do łóżka. Już nie robił
                  tego z wściekłością, tylko ot tak, dla świętego spokoju. Jej wybałuszone psie oczy
                  wpatrywały się w niego z wiernością i poddaniem, co przypominało mu Sunię.
                  Robiło mu się od tego niedobrze. Ale po takich scenach wstępowała w nią energia.
                  Ubierała się, po czym przybiegała z miską wody i twardą szczotką. Codziennie
                  szorowała podłogi, śpiewając i śmiejąc się. Pełzanie na czworakach sprawiało
                  jej jakąś perwersyjną przyjemność. Potem zabierała się do innych pokoi, do ko-
                  rytarza, do kuchni, do klozetu i do zabłoconych schodów. Tak było dzień w dzień.
                    Pewnego razu Mietek z powrotem umieścił łóżko Jadwigi w sypialni, obok
                  łóżka Adama: – Tu jest twoje miejsce! – wykrzyknął ze złością.
                    Spojrzenia ojca i syna starły się w przestrzeni: z obu biła wrogość. Pan Adam
                  już od dawna do wszystkich ludzi odnosił się obojętnie – tylko nie do syna. Jego
                  serdecznie nienawidził.
                    Tak więc Adam spał z Jadwigą w jednym pokoju. Czasem budziło go uczucie,
                  że niedaleko jest Sunia. Że leży przy łóżku i płacze po psiemu. Kiedy dochodził
                  do siebie, rozumiał, że tak skomle Jadwiga. Naciągał kołdrę na głowę i dalej spał.
                  Często czuł, jak jej palce pełzają po jego ciele. Pamiętała z dawnych czasów
                  intymne pieszczoty, którymi go obdarzała i teraz je na nim wypróbowywała. Na
                  wspomnienie swojego ówczesnego podniecenia wszystko się w nim kurczyło.
                  Ogarniał go lęk – kobiece ciało nie wywierało już na nim żadnego wrażenia, a do
                  tego, które było obok niego, czuł tylko wstręt.
                    Ostatniej wiosny, pewnego majowego dnia, wróciła do domu ubrana w jedną
                  ze swoich letnich tiulowych sukienek, którą kiedyś kupił jej w Paryżu. Miała kolor
                  głębokiego granatu, a przy obrąbku były wyhaftowane wielkie, czerwone kwiaty.
                  Kiedyś sukienka była dopasowana w talii i odstawała od bioder jak wielki dzwon,
                  co podkreślało jej zgrabną figurę. Wyglądała zarówno na szczupłą, jak i apetycznie
                  zaokrągloną. W tej sukience zawsze lubił ją oglądać. Dzisiaj oczywiście na niej
                  wisiała. Wielki dekolt odkrywał wystające obojczyki, a kości ramion były widoczne
                  ze szczegółami. Ale kolory materiału pozostały żywe, nasycone i dominowały nad
                  ciałem i twarzą Jadwigi. Widać było wyłącznie żywą, poruszającą się sukienkę,   483
   480   481   482   483   484   485   486   487   488   489   490