Page 515 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 515

nią serca, zawsze między nimi będzie już mur, usta pozostaną zamknięte na
             siedem spustów, a ona jest skazana na samotność.
                Więc „odsiadywała” każdą wizytę. Niepytana sypała kłamstwami i czekała,
             aż ciotka czy jedna z kuzynek wyjdą z kuchni, niosąc torebkę, i zawstydzone,
             ze spuszczonym wzrokiem, będą ją prosić, aby wzięła, ponieważ po prostu nie
             wiedzą, co robić z tak wielką ilością jedzenia. Zazwyczaj broniła się, spłoniona,
             chowając się coraz bardziej w sobie, aż w końcu brała prezent i uciekała.
                W domu ciotki Rywki gorączkowo pracowano. Skarpetki rozchwytywano za-
             nim jeszcze wyszły gotowe spod dziewczęcych rąk. Ciotka stała dzień i noc na
             straży, ponieważ na podwórku mogli się pokazać Niemcy, a w takim wypadku
             należało w okamgnieniu zatrzeć wszystkie ślady i zatrzymać maszyny z wykań-
             czanym towarem.
                Wreszcie ciotka miała co gotować. Oczywiście wciąż jeszcze codziennie podawała
             na stół ziemniaki z czerwonym barszczem, ale poza tym w domu nie brakowało
             kawałka mięsa, kury na szabat, jajek i masła. Wszystkie córki miały nowe buty,
             nową bieliznę i sukienki. Posiadały także ciepłe, zimowe płaszcze, torebki i piękne
             kapelusiki. Ale to całe dobro nie cieszyło ich. Po pierwsze, miały pretensje do swo-
             ich dwóch braci, którzy nie wrócili z frontu, po drugie, dziewczęta były zmęczone
             i zasypiały w każdej wolnej minucie. Gdy zaś wychodziły na ulicę, to po prostu nie
             myślały o strojeniu się – więc po co im piękne ubrania? Po trzecie, po prostu wstyd
             było afiszować się, stroić i chwalić swoją młodością – po co kłuć ludzi w oczy?
                Trzymano zatem piękne torebki i kapelusiki zamknięte w szafie, nowe suknie
             nawet na szabat zakładano rzadko, a butów używano do biegania po kolejkach.
             Jedyną radością, jaka płynęła z tych wszystkich dóbr, był widok ojca, Chaima.
             Dziewczęta nalegały na niego, aby zmienił podziurawione kamasze i cienki cha-
             łacik na nowe, po prostu dlatego, aby się, broń Boże, nie przeziębił. Namawiały
             go i przekonywały, aż poddał się i to była największa satysfakcja – patrzeć na
             dobrze prezentującego się ojca, tak elegancko ubranego i tak dobrze zabezpie-
             czonego przed chłodem i mrozem.
                Torebki, które dawano Esterze w domu wuja Chaima, stawały się coraz
             większe. Tak naprawdę ciotka Rywka nie musiała Estery o nic pytać. Świetnie
             zdawała sobie sprawę, że nie jest z nią dobrze, i to nie dawało jej spokoju. Na
             widok dziewczyny pojawiającej się w drzwiach za każdym razem serce pękało
             jej z bólu. W nim miała źródło jej determinacja, aby walczyć z upartą rozpaczą
             Estery, tchnąć w nią życie, postawić na nogi, sprawić, by na nowo rozkwitły jej
             blade policzki, zaokrągliło się wychudzone ciało, do zgaszonego spojrzenia
             powróciło życie, żeby pojawił się uśmiech na twarzy okolonej rudymi włosami,
             które jeszcze bardziej podkreślały jej nienaturalną bladość. Ona, Rywka, chciała
             ponownie ujrzeć zdrową, ożywioną Esterę, taką jak dawniej. Czyż nie był to więc
             dar nieba, że Estera miała rodzinę opływającą w „luksusy”? Stało się tak, aby
             mogli odkupić swój „grzech” posiadania w takich czasach dostatecznej ilości
             jedzenia, „grzech” trwania przy życiu mimo utraty dwóch synów na polu bitwy.   513
   510   511   512   513   514   515   516   517   518   519   520