Page 520 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 520

– Tak, żonę i dziecko. Dziewczynkę.
             – To nie jest pan sam.
             – Każdy, kto nie ma rodziców przy sobie, jest sam.
             – Nigdy nie miałam rodziców.
             Spojrzał na nią z boku:
             – Musi pani wiedzieć…
             – Ciotka Rywka zastępowała mi matkę.
             – Prawdę powiedziawszy – westchnął – wszyscy jesteśmy sami. Sami, zdani
           na swój los.
             Oderwał się od bramy i odszedł z rękami w kieszeniach. Wbrew swojej woli
           poszła za nim.
             – Sądzę, że jakoś dadzą sobie radę, gdziekolwiek się znajdą – próbowała
           pocieszyć siebie i jego.
             – Widzę, że pani już spokojna. – Nie spojrzał na nią. – Ma pani rację. Na
           wszelkie sposoby trzeba się bronić przed strachem.
             Przepychał się przez grupki ludzi, a ona za nim. Czego chciała od tego obcego?                                      Rozdział trzynasty
           Nie wiedziała. Coś było w jego kroku, twarzy, całej jego sylwetce, co dodawało
           otuchy. Zatrzymał się na rogu. Podniósł w jej kierunku pomarszczoną, poważną
           twarz i podał jej rękę:
             – Z pewnością ma pani przyjaciół, towarzyszy?
             – Tak, mam towarzyszy.
             – To proszę iść do nich, trzymać się z nimi – uścisnął jej dłoń, odwrócił się
           i przeszedł na drugą stronę ulicy. Miała ochotę iść za nim, zamienić z nim jeszcze
           choć kilka słów. Opanowała się jednak i wróciła do bramy domu wuja Chaima.
   515   516   517   518   519   520   521   522   523   524   525