Page 524 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 524
Tom, który przed laty kupiły sobie w prezencie, jest im bardzo bliski. Za każ-
dym razem, gdy zdejmują go z półki i wyjmują z szarej okładki, dom zamienia
się w świątynię. Między jego ścianami zaczyna wibrować inne powietrze. Zdaje
się im, że czują oddech młodego poety – ich bliskiego przyjaciela, niemal syna,
który potrafi zrozumieć i pocieszyć niczym ojciec. Mają wrażenie, że przed nikim
na świecie nie otwiera tak swojej duszy, jak przed nimi dwiema, więc piją z dumą
i wzruszeniem ten smutek, który płynie z jego poezji, upajając się jej pięknem
– aż przestają rozróżniać, które łzy są jego, a które ich własne.
Rozmarzona panna Diamant kartkuje ciężki tom, pozwalając przelatywać
wielkim, pozłacanym na brzegach stronicom przez swoje kościste palce. Patrząc
gdzieś w dal, w milczeniu rozkłada książkę, a potem zamyka ją z powrotem. W jej
oczach błękitnych jak tafla wody pojawia się melancholijny uśmiech, a z ust
spływają słowa niczym słodkie krople wina:
Smutno mi Boże! Dla mnie na zachodzie.
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże! 1
Również twarz Wandy rozjaśnia się czystym, melancholijnym uśmiechem:
– Jak pięknie mówi o smutku – szepcze.
Zasłuchana panna Diamant siedzi w milczeniu. Z jej piersi wyrywa się wes-
tchnienie:
– Tak, Wando, w jego poezji smutek jest niemal przyjemnością.
Wanda klepie przyjaciółkę po kolanie:
– A my obie, droga Doro, my obie w takim smutku czujemy się lepiej niż
w radości.
Panna Diamant ponownie wzdycha:
– Tak, taki był nasz smutek dawniej. To był szczęśliwy smutek.
Zamyka oczy i ponownie słodkie wino słów spływa z jej ust:
Jak puste kłosy, z podniesioną głową
Stoję rozkoszy próżen i dosytu…
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!
522 1 J. Słowacki, Hymn o zachodzie słońca na morzu.