Page 526 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 526

za nic w świecie. Piwnica była jego. Miał nawet zasuwkę z kluczem, na którą
           się zamykał, o czym, rzecz jasna, na górze nikt nie wiedział. Nikt poza służącym
           Wojciechem, którego pan Adam zmusił do milczenia. Tym bardziej że to właśnie
           z nim dokonał tam, na dole, pewnej sekretnej rzeczy, po czym trudno było zatrzeć
           ślady. Wolał więc wyjść na górę i zagrać z nimi w pokera. Gra roztargniony, idzie
           mu jeszcze gorzej niż Matyldzie. On, dawny mistrz gry, wyrafinowany „blefiarz”,
           co chwilę musi pożyczać kilka fenigów od swojej żony Jadwigi.
             Obok Adama Rozenberga siedzi Mietek, jego syn. Dużymi, rozrośniętymi
           barkami i młodą, męską głową góruje nad całym stołem. W porównaniu z po-
           zostałymi graczami wygląda, jakby siedział na podwyższeniu z kilku poduszek.
           Duże ręce położył niedbale na stole, zajmując większą jego część. Jego matka,
           Jadwiga, przymilnie i łagodnie zwraca mu uwagę, aby je zdjął, ponieważ utrudnia
           grę. Wówczas przyciąga je do siebie, po czym natychmiast znowu wysuwa do
           przodu. To już nie ten dawny Mietek. Teraz wygląda jak tygrys w klatce, które-
           mu coś zaordynowano, aby okiełznać jego dzikość i ogłuszyć go. Patrzy tępo
           przygaszonymi oczyma, w których tylko od czasu do czasu błyska niepewne,
           bolesne pytanie. I ten fałszywy i dziwaczny śmiech, który cały czas wydobywa się
           z jego ust… Pobladł, nie wychodząc od wielu tygodni na świeże powietrze, gdyż
           podobnie jak pan Adam nie rusza się za próg. Ojciec i syn jeszcze ani razu nie
           zostali złapani do pracy i jest to jedyna rzecz, którą mogą się poszczycić. Mietek
           przesiaduje całymi dniami w swoim pokoju i wcześniej niż w południe nie wstaje
           z łóżka. A teraz siedzi przy stole, trzymając karty dużymi, długimi palcami. Usta
           mu się nie zamykają. Słowa, pretendujące do mądrych i dowcipnych, wypływają
           z nich niekontrolowanym i bezsensownym strumieniem, przerywanym co rusz
           jego własnym, nieprzyjemnym chichotem.
             Obok niego siedzi Dziunia, młodsza córka Matyldy. Ona bardziej myśli o Miet-
           ku niż o grze. Jest jedyną osobą, która śmieje się z jego dowcipów. Siedząc przy
           stole, jest w nieustannym ruchu – kręci się na stołku, szturcha Mietka w bok,
           macha rękami, co minutę zarzuca w dół zmierzwione, krótkie włosy, zanosząc się
           prawdziwie serdecznym śmiechem. Jej czarne oczy figlarnie błyszczą, od czasu do
           czasu emanując taką siłą, która zmusza obecnych przy stole, nawet pana Adama,
           aby śmiali się razem z nią. Dziunia jest prawdziwym źródłem radości w tym domu.
             Obok siedzi Jadwiga, mama Mietka. Jak zawsze ma na sobie odpowiednio
           grubą warstwę pudru i różu oraz świeżo pomalowane usta. Poza tym ma teraz
           czarny, kokieteryjny pieprzyk koło nosa, który czyni jej twarz jeszcze bardziej
           podobną do twarzy manekina na wystawie. Zgrabnie trzyma karty w rękach
           i fachowo tasuje je palcami o krzykliwie czerwonych paznokciach. Żartuje z męża
           z dawną czułością, co bardzo bawi Dziunię, wywołując u niej nowe napady śmie-
           chu. Jadwiga jest prawdziwą duszą towarzystwa. Na stole piętrzy się przed nią
           największa kupka wygranych fenigów.
             Tylko Bella, starsza córka Matyldy, nie bierze udziału w grze. Nienawidzi
    524    pokera. Siedzi oparta plecami o kafle rozgrzanego pieca, w ręku trzyma książkę
   521   522   523   524   525   526   527   528   529   530   531