Page 518 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 518
dnia nie spóźni się do pracy. Na woskowych ramionach błękitnej Matki Boskiej we
wnęce kościelnego muru, wyciągniętych w geście błogosławieństwa w kierunku
Lutomierskiej, leżały kupki śniegu, jakby trzymała w nich dwoje małych, zamarz-
niętych dzieci w pieluszkach. W czasie siarczystego mrozu pomalowana na różowo
twarz Madonny wyglądała jak żywa, po ludzku zatroskana losem wszystkich małych
dzieciątek, które drżą na całym świecie w białych pieluszkach – nagie i opuszczone.
Gdy tylko Estera skręciła w ulicę Lutomierską, dosłownie oniemiała. Przed
wszystkimi bramami stały grupki ludzi. Na środku zaśnieżonej drogi leżały kolo-
rowe sztuki garderoby, pogniecione kołdry i poduszki. Kawałki papieru, listów,
fotografii wystawały spod śniegu – na wpół zasypane, pobrudzone błotem. Estera
puściła się biegiem do domu wuja Chaima.
Również przed bramą jego kamienicy stali ludzie. Przecisnęła się przez tłum
i dopadła do białej kartki przyklejonej na deskach zamkniętej bramy. Kartka
była nowa i jeszcze wilgotna od kleju. Próbowała czytać, nic nie rozumiejąc, więc
obróciła głowę ku twarzom wokół niej.
– Oj, Estero! – krzyknął ktoś, łkając histerycznie, i padł jej w objęcia. Trwało
dłuższą chwilę, nim rozpoznała w kobiecie córkę starego kamasznika miesz-
kającego drzwi w drzwi z wujem Chaimem. – Zabrali ich wszystkich! – Kobieta
drżała, a spazm jej ciała przeniósł się na Esterę.
– Zabrali ich w nocy – powiedział ktoś z boku. – Oczyścili całą ulicę i jeszcze
parę uliczek dookoła.
Estera uwolniła się z ramion kobiety. Przez szparę w deskach zobaczyła puste
podwórko, na którym poniewierały się szmaty, całe paki pościeli, narzędzi i wóz-
ków dziecięcych. W głębi podwórza ujrzała drzewko wiśniowe pokryte śniegiem,
na wpół zasypane. Wyglądało nędznie, przykurczone. Nie mogła pojąć, że to, co
widzi, jest prawdą, a to, co mówią, naprawdę się stało. Jej oko pozostało suche.
Oto w głębi podwórza drzewo wiśniowe stoi w pełnym rozkwicie. Ujrzała siebie
biegającą z kuzynkami dookoła drzewka. Nieopodal, przy stajniach, chłopcy kopią
piłkę szmaciankę. Stare kobiety leżą wyciągnięte na trawie w cieniu gałęzi. Ze
stajni niesie się zapach koni i siana. Widziała podwórko w czasie letniego, sza-
batowego popołudnia – sąsiedzi wystrojeni, chłopcy z ferajny, tragarze i rybacy
przyodziani w swoje świąteczne ubrania. Czarny, przystojny Walentino, który
dowodzi nimi i przoduje w podnoszeniu ciężarów i sztangi, śmieje się gdzieś
swoim szalonym śmiechem. Dzieci, biegając i goniąc się, wypełniają powietrze
zgiełkiem. Widziała ślepego Henecha Piekarza siedzącego na postumencie
pompy w otoczeniu sąsiadów i opowiadającego historię o kradzieżach. Widziała
Iciego Meira Stolarza pośrodku grupki starszych tkaczy z podwórka. Słyszała
gorączkowe rozmowy młodych chłopców, syjonistów, bundystów, czerwonych –
którzy dyskutowali, wznosząc pięści w zawziętym sporze o to, kto i czyja partia
ma rację i przyniesie zbawienie narodowi i światu. Nie, to niemożliwe, że życie,
które toczyło się wokół drzewa wiśniowego, zostało tak po prostu przerwane
516 w ciągu jednej nocy.