Page 494 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 494
– I kamasze ma pan też całkiem porządne – Icie Meir nijak nie mógł opanować
zazdrości. Miał wielką ochotę poprosić gościa, aby zdjął – choć na minutkę – jeden
but i dał jemu, Iciemu Meirowi, do ręki, aby dotknął skóry, a może i założył na
swoją nogę w celu zaspokojenia ciekawości, jak stopa czuje się w takim nowym
obuwiu. Powstrzymał się jednak, siłą oderwał wzrok od kamaszy, zauważając
jednocześnie, że reb Chaim trzyma pod pachą paczuszkę zawiniętą w gruby
papier: – Wraca pan z modlitwy? Czy to nie jest niebezpieczne?
Reb Chaim spojrzał na niego dumnym wzrokiem:
– Żyd musi się modlić, drogi sąsiedzie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
– A broda, proszę mi wybaczyć moje słowa. Nie wie pan, że oni wyrywają brody?
– Żyd musi nosić brodę, drogi sąsiedzie. – Reb Chaim uśmiechał się już
z otwartą wyższością.
Nie był to dobry początek rozmowy, więc Szejna Pesia rzuciła znad stolika
z cukierkami:
– Icie Meirze, czemu trzymasz sąsiada przy drzwiach? Podaj krzesło – pole-
ciła, mówiąc w kierunku swoich palców.
Reb Chaim rozsiadł się na krzesełku, które podał mu Icie Meir.
– Wpadłem tylko na chwilkę – pogładził długą brodę. – U was zawsze można
dowiedzieć się czegoś nowego.
Icie Meir podrapał się po głowie.
– To raczej niech pan coś powie. Dopiero co wstałem z łóżka.
– Myślę o wieściach spoza miasta.
– Wieści ze świata? – Icie Meir wysunął dolną wargę, podniósł głowę i poczuł
się nieco ważniejszy.
– Tak, wieści ze świata. Aby przetrwać problemy tego miasta. – W tym momen-
cie reb Chaim zauważył pod stołem wypchane plecaki: – Jest pan spakowany,
jak widzę – wskazał nogą trzy opasłe paczki.
Nowy, zabłocony kamasz zaświecił Iciemu Meirowi w oczy.
– A pan, reb Chaimie, nie pakuje się wcale? Interesy dobrze idą, więc strach
nie jest taki wielki, co?
Reb Chaim Pończosznik udawał, że nie zrozumiał złośliwości:
– Wciąż jeszcze ma się nadzieję, że synowie wrócą.
– Bardzo słusznie – zgodziła się Szejna Pesia. – Mogli przecież uciec do Rosji.
– Wcześniej wróciliby z frontu do domu, do rodziców. Tak, jak wasze dzieci.
– I co z tego wyszło, że moje dzieci wróciły do domu? – zakołysała się nad
stolikiem. – Wróciły i znów ich nie ma…
Iciemu Meirowi przyszło do głowy, że najpiękniejsze buty czasami mogą
obcierać. Tak naprawdę było mu lepiej niż Chaimowi. On przynajmniej wiedział,
że jego dzieci żyją, więc pospiesznie zmienił temat:
– A z zarobkiem faktycznie nie ma pan problemów?
– Dzięki Bogu – zachwycony Chaim pokiwał głową. – Fabryki stoją, a ludzie
492 – wojna nie wojna – skarpet potrzebują. Niektórzy chcą się zaopatrzyć na zimę.