Page 491 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 491
– Teraz? Tak wcześnie rano? – Nagle się wyprostował i zaczął zapinać man-
kiety koszuli. – Pójdę na ulicę.
– A to ci nowina! – pokręciła głową.
– Już nie mogę tak dłużej. Nie rozumiesz tego Szejno Pesiu?
– Nie szkodzi, wytrzymasz. Wyjdzie ci to na zdrowie.
– Tak? Raczej zwariuję.
– Nie da się tak szybko zwariować.
– Każdy ma co robić. Dlaczego ja mam być wyjątkiem?
– Bo dla ciebie nie ma zajęcia – mówiła do cukierków, które trzymała w ręku.
– Za co byś się chciał zabrać?
– Za co? Poszukam jakiegoś fachu. Pójdę między ludzi, to coś znajdę. Mogę
się wziąć do handlu…
– Już to widzę. Ty i handel! – przestała pracować i odwróciła się ku niemu.
Jej brwi były ściągnięte i przedzielone głęboką zmarszczką sięgającą nosa. Z jej
suchego i rzeczowego spojrzenia Icie Meir wyczytał wielką troskę:
– Nie chcę, żebyś poszedł, Icie Meirze. Słyszysz, co mówię do ciebie? Chociaż
o ciebie chcę być spokojna.
– A jak dzieci chodzą, to ci nie przeszkadza?
– Oczywiście, że się o nie martwię. Jestem przecież ich matką. – Oddzieliła
mały kopczyk cukierków i przysunęła go do Iciego Meira: – No, pozawijaj trochę.
Do jednej ręki wziął cukierka, a do drugiej celofan, i zaczął zawijać. Nie szło
mu. Papierki ślizgały się w jego niezdarnych palcach. Obserwował zgrabne ruchy
Szejny Pesi i starał się je naśladować, próbując raz i drugi. W końcu prawie mu
się udało i także z jego ręki zaczęły wychodzić zapakowane, lśniące cukierki.
Poczuł się spokojniejszy:
– To złoty chłopak – usadowił się, aby poprowadzić rozmowę.
– Masz na myśli Szolema? – kobieta podtrzymała dialog. – A czego brakuje
pozostałym?
– Kto mówi, że czegoś brakuje? Ale on jest dobrym dzieckiem. Pamiętasz
tamtą środę, gdy wszyscy uciekali przed wejściem Niemców? On stał już z ple-
cakiem, a jednak… nie miał serca, by zostawić nas samych.
– Ale stawić się dobrowolnie, pójść do wojska, gdy wszyscy trzej bracia już
byli na froncie, to już mu przyszło całkiem łatwo. Na szczęście nie było z kim
rozmawiać, bo Niemcy już pukali do drzwi.
– Na szczęście, powiadasz? – rozmowa się urwała. Przestał zawijać cukierki,
potarł klejącymi rękami zarośniętą twarz. – Za ciasno mi na świecie, Szejno Pesiu.
– A komu nie jest za ciasno? – nisko spuściła głowę, jakby oczy nie chciały
jej słuchać. – Ogol się. Ile dni już się nie goliłeś?
– Nie ma znaczenia.
– Chodzisz jak dziad. Ogol się i odwiedź sąsiada.
– Daj mi spokój! – zagotowało się w nim. Wstał. – Na ulicę nie pozwalasz mi
wyjść, ale z domu mnie wyganiasz. 489