Page 482 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 482
Miriam przez chwilę kołysała dziecko w ramionach, starając się powiedzieć
radosnym głosem:
– Oj, głuptasku. Tatuś zaraz przyjdzie.
Mała podniosła wilgotną twarzyczkę ku matce. Jej załzawione oczy badawczo
zanurzyły się w spojrzeniu matki. Następnie pełna ufności powiedziała:
– Tatuś nie boi się starego niedźwiedzia, co, mamusiu? – jej twarzyczka wciąż
jeszcze była wilgotna i wciąż jeszcze pociągała noskiem, ale niepokój już znikł z jej
oczu. Odwróciła się od Miriam i zaczęła rozglądać po pokoju. Nagle podskoczyła
z radości: – Mamusiu, przecież na twoim palcie jest żółty placuszek! – doskoczyła
do łóżka, na którym leżał płaszcz matki i zaczęła go oglądać z bliska.
Miriam ponownie przytknęła twarz do dziurki wychuchanej na szybie. Ulica
była pusta. Śnieg wciąż prószył. Przed bramą po drugiej stronie ulicy stała wy-
przężona dorożka z postawioną budą. Koni nie było, a dwa dyszle leżały na wpół
zakopane w śniegu. Stojący naprzeciwko dom z zaciemnionymi oknami wydawał
się pogrążony w głębokim śnie. Znów usłyszała za sobą głos Blimele.
– Mamusiu, przyszyj mi. Też chcę mieć taką!
Miriam uległa, obawiając się nowego wybuchu płaczu. Wyjęła płaszczyk
Blimele i przygotowała gwiazdę Dawida. – Przymierzymy, córeczko?
Mała wesoło włożyła ręce do rękawów.
– Tutaj, mamusiu, na sercu – dyrygowała palcem wskazującym. Miriam
przypięła łatę szpilką. – A teraz z tyłu, na sercu. – Blimele odwróciła się twarzą
w kierunku lustra i jak matka założyła ręce na piersiach. Obserwowała się z po-
wagą, ze znawstwem kręcąc głową jak dorosła.
Miriam rzuciła okiem na słodko-poważną twarz córeczki. Całe jej ciało prze-
niknęła wielka czułość. Chwyciła dziecko na ręce i zaczęła całować drobne
policzki, oczy, włosy i brwi. Nie, nic się nie stało Bunimowi. Nie może mu się nic
stać. Niebawem ujrzą go całego i zdrowego.
Blimele zniecierpliwiona zaczęła się wyrywać z rąk matki: – No już, przyszyj
już, szybciej! – wyślizgnęła się z jej rąk i zaczęła komenderować. – Jaką nitką to
przyszyjesz? Musisz wziąć jakąś piękną nitkę. – Przysunęła do siebie pudełko
z przyborami do szycia i zaczęła w nim grzebać obiema rękami.– Taka czerwona
albo niebieska, jedwabna, nie masz takiej nitki mamusiu? – Dostrzegła kłębuszek
niebieskich nici. – O, są! Weź tę, jest taka piękna.
Gwiazdy Dawida, które rozbłysły na płaszczu Blimele, otoczone były jasnobłę-
kitnym szlaczkiem. Miriam pomyślała, że naprawdę wyglądają pięknie.
Blimele zaczęła zbierać z podłogi i składać wycięte, trójkątne kawałki rolety.
Uporządkowała je na stole, po czym poruszała nad nimi dwoma małymi palusz-
kami niczym nożyczkami. Przy tym przygryzała ząbkami czubek pomarszczonego
języka. Z wielkiego przejęcia kapało jej z nosa.
Było już po godzinie szpery. Miriam chodziła od zegara do okna i od okna do
zegara, zagryzając wargi. Chciała pobiec szukać Bunima, ale nie wiedziała gdzie.
480 Nie przychodziło jej do głowy, u kogo mógłby teraz być. W pokoju było niezwykle