Page 458 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 458

w głowie. A jednak w całej tej rozedrganej słabości chorego ciała poczuł histo-
           ryczne znaczenie chwili. Nagle przyszło mu do głowy, że nie jest dostatecznie
           elegancki, powinien był założyć czystą koszulę, nie uczesał się nawet jak należy.
             – Proszę iść ze mną do fryzjera! – polecił i pociągnął zbliżającego się Fefera
           za rękaw. Ale Fefer nie pozwolił się ciągnąć, stanął jak wmurowany, patrząc
           na starego swoimi mądrymi, spokojnymi oczyma. – Dlaczego pan tak mi się
           przygląda? – zdenerwował się Rumkowski. – Nie mogę się tak pokazać… Prosto
           z łóżka do gabinetu prezydenta policji.
             – Nie sądziłem… – Fefer spokojnie palił papierosa. – To nie musi być w tej
           sekundzie, powinniśmy się przygotować…
             Rumkowski pokręcił głową:
             – Chodźmy teraz!
             Uprzejmość zniknęła z twarzy Fefera. Jego brwi nastroszyły się surowo i wrogo.
             – Panie Rumkowski – powiedział chłodno. – Tak się nie da! Po pierwsze na-
           leży zwołać naradę kilku odpowiedzialnych osób, wypracować platformę, zdać
           rachunek, co i kiedy…
             Rumkowski nasunął na czoło pognieciony kapelusz, uwalniając spod niego
           pasma siwych włosów.
             – Po co panu ludzie? – zasapał. – Czy to targ? Narady-szmarady. O czym tu
           tak dużo gadać? – dostrzegł chłodny błysk oczu Fefera, dzięki czemu zorientował
           się, że przesadził. – Niech już będzie, jak pan chce – machnął ręką. – Niech pan
           biegnie i przyprowadzi tutaj Mojsze Sojchera. Będę czekał na was w golarni. Ale
           pamiętajcie, że jeśli nie przyjdziecie za pół godziny, pójdę sam!
             Poszli do prezydenta policji w trójkę. Poza Feferem był też członek gminy Mojsze
           Sojcher. Świeżo umytą, czarną dorożką podjechali do urzędu bezpieczeństwa,
           który mieścił się w jednej z najpiękniejszych kamienic przy alei Kościuszki , czy
                                                                       45
           też jak ją obecnie nazywano: Herman-Göringstrasse.
             Piękna dorożka, która zatrzymała się przy chodniku pomiędzy lśniącymi limu-
           zynami, sprawiała wrażenie ubogiej krewnej pomiędzy bogatymi kumami. Konik
           chyba szybko poczuł swą nędzę, bo odwrócił pysk i grzywiasty kark w kierunku
           postawionej budy, jakby chciał ją poprosić, aby go zakryła. Potem bezradny, nisko
           opuścił głowę ku ziemi, zakrywając końskie oczy własną grzywą. Jak konik – tak
           i dorożkarz. Najpierw skurczył się na swoim siedzeniu. Następnie, gdy tylko trzej
           ważni mężczyźni wysiedli, zeskoczył z kozła i wlazł pod budę, wsunął się w kąt
           tak, aby nie było widać żółtej opaski na jego ramieniu.
             Nie tylko dorożkarz, ale też trzej ważni panowie, nawet pan Rumkowski, naj-
           odważniejszy z nich, czuł się nieswojo. Widok wielometrowych swastyk, które
           zwisały ze wszystkich okien, przykrywając całą fasadę budynku, napełniał jego



           45   Niemiecki Urząd Bezpieczeństwa mieścił się przy al. Kościuszki 56 (wówczas Herman-Göring-
    456      strasse 124).
   453   454   455   456   457   458   459   460   461   462   463