Page 463 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 463

Zegar nad schodami poczekalni pokazywał już dwadzieścia po piątej, a drzwi
             gabinetu Herr von Strafera wciąż były zamknięte. Wspomnienie tamtego dnia,
             gdy otrzymał nominację, i wspomnienie jego późniejszych rozczarowań jako Prze-
             łożonego Starszeństwa Żydów, wszystkie upokorzenia, które musiał przetrwać,
             przypominały się teraz Rumkowskiemu, aby napełnić jego serce jeszcze większą
             goryczą i litością nad samym sobą. Miał fałszywy obraz Niemców. Ci, których znał
             tak dobrze z czasów pierwszej wojny światowej, ze swoich dawnych podróży do
             Berlina, już nie istnieli. Zamiast nich miał do czynienia z hordą dzikich Azjatów,
             którzy mówili językiem niegdyś najbardziej cywilizowanego narodu na świecie.
             Jak mógł im wybaczyć to naigrawanie się z niego w restauracji „Astoria”, dokąd
             poszedł uratować od śmierci setkę ludzi? Razy, które tam otrzymał, i jeszcze
             gorsze od bicia szydzenie z niego, „żydowskiego króla”? Na wspomnienie tego
             Mordechaj Chaim poczuł wściekłość niczym rozjuszony, cyrkowy lew. Upokorze-
             nie w nim wrzało. Objął wściekłym spojrzeniem całą poczekalnię i nagle pode-
             rwał się z miejsca. Szybko podszedł do bocznych drzwi, za którymi pracował
             sekretarz Herr von Strafera, i odważnie w nie zapukał. Usłyszał dźwięczne –
             „Jawohl!” .
                     54
                Pokój niewiele różnił się od gabinetu Herr von Strafera. Również był wysłany
             dywanami i obwieszony pluszem. Pod ścianą stało takie samo wielkie biurko,
             ale portret Führera nad nim był inny. Przedstawiał Hitlera naturalnej wielkości
             z rozstawionymi nogami i rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, jak gdyby
             przyjmował paradę. Również w fotelu pod obrazem znajdowała się inna twarz
             – okrąglejsza niż Herr von Strafera i bardziej łobuzerska. Głowa pokryta czu-
             pryną niesfornych, brązowych włosów, które, nie bacząc na pokrywający je łój,
             opadały swobodnym nieporządkiem na gładkie, proste czoło, była wzniesiona
             wysoko ponad sztywnymi ramionami. Para niebieskich oczu bezczelnie spoglą-
             dała na świat spod dwóch ostrych łuków brwiowych, patrząc na Rumkowskiego
             z góry:
                – Was wollen Sie? Sie denn wieder? – zaokrąglony, młody podbródek skie-
                                              55
             rował się w kierunku wchodzącego.
                – Bitte, Herr Offizier – Rumkowski nie stracił rezonu. – Haben Sie mich zu
             dem Herrn Polizei-Präsidenten angemeldet? 56
                Oczy błękitne jak niebo były surowe:
                – Herr von Strafer ist beschäftigt! – Zgrabny nos podniósł się ostro. – Was
             ist denn der Zweck Ihres Besuches, Herr… Herr…? 57


             54   Tak jest!
             55   Czego pan chce? To znowu pan?
             56   Panie oficerze, proszę. Czy zameldował mnie pan do prezydenta policji?

             57   Pan Strafer jest zajęty! Jaki jest cel pańskiej wizyty...?       461
   458   459   460   461   462   463   464   465   466   467   468