Page 461 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 461
uniżoności, przydawała jej znaczenia, otaczała ją przyjemnym blaskiem, który
radował serce zwycięzcy.
Gdy Rumkowski mówił, prezydent policji nie odwracał od niego swoich kocich
oczu lśniących ciekawością, chytrych. Studiował każdą fałdę otwartej twarzy
mówcy, każdą zmarszczkę, każde załamanie linii wokół ust, oczu, na czole, jakby
był zajęty czytaniem strony interesującej książki. Herr von Strafer nie potrzebował
wiele czasu, aby sobie uświadomić, że ten mężczyzna, który przed nim stoi, wie,
czego chce. I bardzo chciał się dowiedzieć, czego chce ten Żyd. Jak należy rozumieć
jego uparte, harde spojrzenie, a także uniżoność i służalczość pobrzmiewające
w słowach padających z mocnych, starczych ust. Rzecznikiem czyjego dobra był
ten Żyd? Jego oczy mówiły, że żydowskiego, lecz z jego słów niemalże można
było sądzić, że niemieckiego. Jednak według rozumowania Herr von Strafera
jedno wykluczało drugie. Dobrem niemieckim było zniszczenie tego, co żydow-
skie. To czego chciał ten stary? Czyżby był taki szalony, aby podejmować próbę
przerzucenia mostów ponad tym, co niemożliwe? Ponad najgłębszą przepaścią
rozdzielającą dwie ludzkie rasy, z których jedna była zaprzeczeniem drugiej?
A jednak ten patriarcha o spojrzeniu proroka nie wyglądał na takiego głupca.
To w takim razie co oznaczał jego upór? Gdzieś musiała być wyrwa, szczelina,
element, którego brakowało w szaradzie. Coś musiało istnieć dla tego starego
pomiędzy dobrem żydowskim i dobrem niemieckim. Herr von Strafer zmarszczył
czoło, zaintrygowany przywołał na pomoc całą swoją znajomość ludzkiej natury,
aż błysk przemknął przez jego umysł – i już wiedział: to ambicje osobiste. Teraz
już wszystko poszło łatwo. Kiedy Rumkowski mówił, przed Herr von Straferem
otwierała się – szew za szwem, brzeg za brzegiem – dusza tego Żyda. Powoli,
powoli prezydent policji składał rysy starej twarzy, pojmował tajemne dążenie,
które przemawiało przez nie tak enigmatycznie i skrycie. On, Herr von Strafer,
wyrafinowany znawca ludzi, odnalazł klucz do szyfru. Mowa upartych oczu
i fałszywe pochwały w ustach zlały się w harmonijną całość. Herr von Strafer
pogratulował sobie w duchu. Odkrył tajniki charakteru, który posiadał dość po-
zytywnych cech, aby można go było wykorzystać dla dobra ojczyzny i Führera.
Herr von Strafer wysunął spod wąsów cienką, dolną wargę i uśmiechnął się
w sposób szyderczo-przyjacielski, zwycięsko-łagodny. I jego w tym momencie
uskrzydliła wielka myśl – gigantyczny plan.
Jakby nie potrzebując dalszego oświecenia, z uśmiechem przerwał w samym
środku potok słów Rumkowskiego:
– Herr…?
Rumkowski potrzebował chwili, aby powstrzymać falę słów, które z niego
tryskały. Przerwał, zacisnął usta i ukłonił się:
– Rumkowski ist mein Name… 49
49 Nazywam się Rumkowski... 459