Page 424 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 424
– Zmarznę!
– Tylko na chwilkę. Chcę zobaczyć twoje włosy. Poczuć je – zatrzymał się.
Poddała mu się. Powoli i niepewnie ściągnęła beret z głowy. Jedną ręką objął ją
w pasie i zanurzył twarz w jej włosach. – Pachną jak las w Rokitnicy, a ich kolor
jest… jak kolor tamtego lata. Pamiętasz, jak byłaś u nas w Rokitnicy?
– Czy mogę już założyć beret?
– Ach, w ogóle nie jesteś romantyczna.
– Ależ jestem! – roześmiała się, podskoczyła i zdjęła mu z głowy czapkę.
Kręcąc nią na palcu, wyrwała mu się i stanęła na skraju chodnika. – Zrozum
mój punkt widzenia! Jeszcze chcesz być romantyczny? – pokazała mu czubek
języka wciśnięty pomiędzy dwie wilgotne, czerwone wargi.
– Oddaj mi czapkę! Będę bił!
– Bij, ale najpierw musisz mnie złapać.
Zerwała się z miejsca i pobiegła przez pustą ulicę. Bolały ją plecy, lecz czerpała
przyjemność z tego bólu. Zaśmiała się piskliwie. Pobiegł za jej śmiechem. Obce,
a przecież rozkosznie swojskie ciepło pulsowało w jego nogach, ramionach, roz-
lewając się po całym rozbudzonym ciele. Złapał ją za połę płaszcza. Wyrwała się.
– Nie wiedziałem, że potrafisz tak dobrze biegać – zasapał, przystając. A ona
zatrzymała się kilka metrów od niego. Widział, jak jej piersi wznoszą się i opadają
wraz z karakułowym obszyciem kołnierza. Była zaróżowiona i promieniejąca,
a jej włosy rozrzucone nad czołem tworzyły małe, zakręcone znaki zapytania.
Uszy zaróżowiły się – dwie muszle, które przywołują ciepłą dłoń, aby je okryła.
A usta zwilgotniały. Lśniły. Czy to były jej usta? Wydawało mu się, że widzi je po
raz pierwszy i po raz pierwszy wypełnił go taki niepokój. Czy to cała ona? Czy to
był on – ten sam? Łobuzersko pomachała do niego czapką.
Znowu rzucił się biegiem. Po chwili dogonił ją i złapał za ramię. Ciepły oddech
jej ust dosięgał jego twarzy. Objął ją i przytulił do siebie tak mocno, że teczka
wyślizgnęła się jej z rąk.
– Daj mi oddychać! – walczyła z nim. – Udusisz mnie! Masz swoją czapkę.
– Dziękuję… Chcę jeszcze czegoś.
Popatrzyli na siebie. Ich oddechy połączyły się.
– Czego, na przykład? – wydusiła z siebie. Różowe muszle jej uszu zrobiły
się purpurowe. Oczy zasnuły się mgłą, a jej twarz się zmieniła.
Nagle poczuł do niej złość. Taką nieznaną złość, której jeszcze nigdy nie
doświadczył:
– Co jest? – uwolnił ją z uścisku swoich ramion.
– Tak poważnie to zabrzmiało – wygładziła płaszcz i schyliła się po teczkę.
– Tak, zawsze, gdy proszę cię o pocałunek, stajesz się poważna – wydusił
z siebie.
– Pocałunek to poważna sprawa.
– Tak… Dla ciebie… Wielki problem! Jeszcze się nigdy nie całowaliśmy. Są-
422 dzisz, że to normalne?