Page 421 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 421

niej. Wilgotne bryzgi spadły jej na twarz. Poczuła kopnięcie w plecy. Ból rozlał
             się po wszystkich członkach. Ręce się pod nią ugięły i wyciągnęła się w mokrej
             kałuży jak długa. Ludzie wokół niej śmiali się – nie tylko żandarm. Jego śmiech
             stał się zaraźliwy. Kolejka bawiła się, śmiech ocucił Rachelę jak lodowata woda
             nieprzytomnego. Podniosła głowę. Ktoś przechodził obok, niosąc chleb wysoko
             ponad nią. Zapach pieczywa poderwał ją z ziemi. Podniosła się, obciągnęła
             zabłocony płaszcz. Ktoś podał jej pustą torbę, która wypadła jej z rąk. Zgięta
             w pół dowlekła się do bramy.
                Przyszedłszy do domu, niezgrabnymi, sztywnymi palcami zdjęła płaszcz
             i padła na łóżko. Wkrótce nadeszła Blumcia ze Szlamkiem. Również bez chleba.
             Blumcia zdjęła chustkę i po chwili też leżała w łóżku. Szlamek kręcił się po pokoju
             z rękoma w kieszeniach. Jego twarz, ocieniona pryszczami zapowiadającymi
             wiek męski, wyglądała na niedojrzałą i pokaleczoną. Zatrzymał się przy Racheli,
             zauważywszy, że jest wysmarowana błotem:
                – Upadłaś? – na wpół zaskrzeczał swoim mutującym się głosem. Pochylił
             się nad nią. – Co będzie, Rachelo? – Tym razem w jego głosie zadźwięczały tony
             basowe. Słyszała, jak się rozbiera, jak pod jego ciężarem skrzypi kozetka. Po
             chwili doleciał do niej rytmiczny, spokojny oddech brata.
                W pokoju wstał dzień. Rachela obserwowała ściany, meble, porozrzucane
             rzeczy, popatrzyła na Szlamka. W jego na wpół otwartych ustach lśniły dwa duże,
             przednie zęby. Odbijało się w nich światło dnia. Spać – prosiły wszystkie członki
             jej ciała – zanurzyć się jak Szlamek w błogosławionym, całkowitym zapomnieniu.
                Widziała powrót ojca. Jego ręce były puste. Podszedł do kuchennej szafki,
             otworzył ją i zaraz zamknął z powrotem. Słyszała, jak grzebie w skrzynce na węgiel,
             jak wsypuje węgiel do wiadra. Zaraz potem z podwiniętymi rękawami podszedł
             do pieca, aby w nim napalić. Zamknęła oczy. Gdy je otwarła, stał przy jej łóżku:
                – Nie przejmuj się – pochylił się ku niej. Zauważył, jaka jest brudna. – Upad-
             łaś? – próbował dłonią zetrzeć czarną smugę z jej policzka. – Tak to jest w czasie
             wojny… – szepnął, wyłamując długie palce. – Trzeba się przyzwyczaić do takich
             rzeczy. Ale mogę cię zapewnić, że zanim zdołamy się przyzwyczaić, rozleci się
             ta zaraza. Daję jej trzy miesiące, słyszysz, Rachelo?...
                – Trzy miesiące, a tymczasem oni wyssają z nas życie… – to spod puchowej
             kołdry powiedziała Blumcia, matka. Zdaje się, że i ona nie spała. – Tymczasem
             wygonią cię z domu.
                Ejbuszyc wzruszył ramionami:
                – Znów mecyje przyniesione z kolejki?
                – Jak się o czymś gada, to można się tego doczekać. – Blumcia odrzuciła
             kołdrę znad głowy. – Łódź będzie Judenrein .
                                                  21


             21   Judenrein – termin nazistowski stosowany podczas II wojny światowej opisujący obszar, który
                został „oczyszczony” z Żydów, podobnie jak judenfrei – teren „wolny” od Żydów.  419
   416   417   418   419   420   421   422   423   424   425   426