Page 423 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 423

Widziała duży fragment ulicy. Domy na rogach aż do oddalonego jej krańca
             tańczyły przed jej oczyma w śnieżnej zamieci niczym obrazy na starym, zepsutym
             ekranie. Nagle, zupełnie jak na ekranie, w oddali pojawiła się rysa. Razem z nią
             biała, długa ulica zamieniła się w most przerzucony nad zimną rzeczywistością.
             Drzewa po obu stronach z czarnymi pniami i białymi gałęziami przybrały wygląd
             uroczystej straży honorowej, która w równym szeregu stoi na baczność, tworząc
             szpaler na cześć ich obojga: Racheli i Dawida. Aż most pomiędzy nimi zrobił się
             mniejszy, a z drzewnego szpaleru pozostało tylko jedno drzewo. Spotkali się pod
             nim. Uśmiechnęli się do siebie zakłopotani, odrobinę rozczarowani, szukając
             zmrużonymi oczyma rysów swoich twarzy, jakby szukali potwierdzenia cudu. Aż
             Dawid podszedł do Racheli i nagle zapytał:
                – Płakałaś? – Wziął ją pod ramię. Ten dotyk był nowy, jakby po raz pierwszy
             byli tak blisko siebie. Nie byli tak blisko ze sobą od powrotu Dawida z uciecz-
             ki. Zawstydzenie i niepewność pojawiały się na początku każdego spotkania.
             Rachela nie odpowiedziała na jego pytanie. Bolały ją plecy przy każdym ruchu.
             Ale teraz ten ból był przyjemny. Chwilę szli przytuleni, milczący. Popatrzył na nią
             z boku: – Wyglądasz, jakbyś płakała.
                Uśmiechnęła się.
                – Jestem niewyspana. Stałam pół nocy w kolejce po chleb.
                Chciał jeszcze o coś zapytać, ale poczuł jej ciepły oddech na swoim uchu:
                – Cicho… Dobrze mi.
                Przyspieszyli kroku. Czuł ciężar jej ciała na swoim ramieniu i zawstydzenie
             pomiędzy nimi pomału się rozpierzchło.
                – Wiesz – powiedział. – To najlepszy czas na spotkanie. Zaraz z rana, jeszcze
             przed szkołą, jeszcze przed wszystkim. Człowiek o niczym nie pamięta…
                Zgodziła się z nim. Już nie było jej zimno. Śnieg zrobił się gęstszy i gdzieś
             w szarości nieba blado zajaśniało ukryte, ciepłe światło.
                – Dzisiaj jeszcze zaświeci słońce – wyszeptała. Nagle uszczypnęła go w dłoń.
             – Czuję się tak, jakbyśmy oddychali powietrzem z majse-bichl …
                                                                 22
                – A może jesteśmy bohaterami jakiejś opowiastki?
                – Jasne! – uszczypnęła go mocniej. – Czułeś? Nie? To dowód, że jesteśmy
             bohaterami jakiejś opowiastki.
                Zapragnął zdjąć rękawiczki z jej dłoni.
                – Zdejmij rękawiczkę – poprosił. – Chcę poczuć twoje palce. – Wyjął jej dłoń
             z kieszeni i zaczął ją rozbierać. – Zdejmij też beret. – Podniósł jej dłonie, poma-
             gając zdjąć beret. Nie pozwoliła:




             22   Majse-bichl –  popularny zbiór opowiadań w języku jidysz, często zawierający elementy fanta-
                styczne, inspirowany midraszami i fragmentami Talmudu, a także wątkami z literatury niemiec-
                kiej i arabskiej opracowany z myślą o żydowskich czytelniczkach, aby oderwać je od świeckiej lite-
                ratury europejskiej.                                              421
   418   419   420   421   422   423   424   425   426   427   428