Page 420 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 420
jaśniał jak najpiękniejsze słońce. Lizano spojrzeniami to brązowe słońce, pró-
bowano nozdrzami, przeżuwano w wyobraźni, ważono i mierzono z pożądaniem
pustego żołądka.
Żandarmi kroczyli równo wzdłuż rzędu, celując palcami wskazującymi:
– Raus! Raus! 19
Rachela wbiła spojrzenie w płaszcz staruszka stojącego przed nią. Kroki
podkutych butów zbliżały się. W uszach dźwięczało bicie jej własnego pulsu,
a poprzez ten dźwięk usłyszała głucho jak przez mur:
– Żyd?
Zarejestrowała odgłosy cichej szamotaniny rąk. Szloch. Zaraz potem głos Jankowej:
– Ja Polka, panie oficerze, Polka!
Rachela poczuła dotknięcie palca na swoim ramieniu. Żandarm, wysoki,
przystojny chłopak, popatrzył na nią parą wesołych, uśmiechniętych oczu,
a palec cofnął się z jej ramienia. W dziewczynie już miało się pojawić uczucie
wdzięczności dla zielonego munduru, dla tej przystojnej twarzy, gdy usłyszała
za sobą głos Jankowej:
– To jest Jude, Herr Offizier, Jude! 20
Szeroka dłoń spadła na ramię Racheli niezwykłym, nieznośnym ciężarem,
wczepiając się w nie wszystkimi palcami. Wesołe, uśmiechnięte oczy jeszcze raz
prześlizgnęły się po twarzy dziewczyny.
– Raus!
I już była na zewnątrz. Drogie miejsce, które okupiła tyloma godzinami cze-
kania, zniknęło. Ręce Racheli wyciągnęły się w jego stronę. Dosięgła palcami
płaszcza starszego mężczyzny, który stał przed nią jeszcze przed chwilą. Chwyciła
chustkę Jankowej, która już pchała się w kierunku staruszka. Spod chusty wysu-
nęła się w jej kierunku pięść kobiety. Rachela już leżała na niej całym ciałem. Jej
ręce sięgały ku twarzy Jankowej, czepiały się jej włosów. Ze zduszonym piskiem
uderzała głową kobiety o mur, kolanami kopała jej boki, łokciami dociskała jej
biust. Ogarnęło ją szalone pragnienie wciśnięcia tego całego kobiecego ciała
w mur, wbicia go w miejsce, które skradła.
– Zostaw mnie, Żydówo! – broniła się Jankowa, krzycząc ze wszystkich sił
i odpychając Rachelę od siebie. Dziewczyna nie odpuściła.
Rozbawiony żandarm, przyjrzawszy się walce obu kobiet jakby były kwokami,
które targają się za pióra, postanowił zakończyć spektakl. Oderwał Rachelę od
Jankowej. Oszalała dziewczyna jeszcze w jego rękach nie przestawała rzucać
ramionami, wierzgać, zwracając się rozwichrzoną głową i całym ciałem w kierunku
muru. Oczy żandarma były rozbawione. Śmiał się w głos, przytrzymując drżącą
Rachelę jedną ręką, by w końcu rzucić ją na ziemię. Błoto rozprysnęło się wokół
19 Wychodzić! Wychodzić!
418 20 To jest Żyd, panie oficerze, Żyd!