Page 400 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 400

Do dziewczyny zbliżył się jakiś chłopiec. Miał szczupłą, bladą twarz, która wy-
           dawała się jeszcze szczuplejsza i dłuższa przez ciemne włosy obcięte na jeża.
           Dziewczyna przyciągnęła go do siebie. Ujął jej dłoń w swoją i pochylił się ku niej:
              – Niemcy zaczęli ofensywę we Francji.
             – To źle? – zgadywała dziewczyna.
             – Mówią, że nie będzie można chodzić ulicą Piotrkowską.
             Nauczycielka przystanęła na dole schodów, przysłuchując się rozmowie pary
           stojącej obok. Nie, to nie był odpowiedni moment, aby docierać do uczennicy. Nie
           wiedziała, co robić – przepychać się dalej na podwórko czy iść z powrotem do
           pokoju nauczycielskiego. Jej serce przepełniał smutek: „Co pamiętacie jeszcze
           z Szekspira, drogie dzieci?”
             – Podpalili synagogę w alejach – ponownie dotarł do niej głos chłopca. –
           Wszystkie bóżnice w mieście płoną od świtu .
                                                14
             Panna Diamant przypomniała sobie, że wcześnie rano w drodze do szkoły
           czuła swąd, jakby powietrze było przepalone i zadymione. Młodzi przysunęli się
           do siebie. Zaczęli rozmawiać półsłówkami, których znaczenia panna Diamant
           nie mogła już uchwycić. Zaraz też zauważyła, że para zbiera się do odejścia.
           Znów usłyszała głos chłopca:
             – Masz może coś do jedzenia?
             Panna Diamant zawstydziła się na myśl o swoich kromkach chleba, których
           nie zjadła. Potem przyszło jej do głowy, że w ogóle zachowuje się nieprzyzwo-
           icie, podsłuchując czyjąś prywatną rozmowę. To do niej nie pasowało. Kiedyś
           nie postąpiłaby tak za żadne skarby. Zaraz jednak uspokoiła się, w dzisiejszych
           czasach ludzie robią wiele rzeczy, które nie uchodzą, a mimo to, jak się okazuje,
           uchodzą. Powoli, drobnymi kroczkami, wycofywała się z klatki schodowej, prze-
           czesując wzrokiem tłum uczniowskich twarzy. Chciała odnaleźć Bellę Cukerman,
           zamienić słowo z uczennicą, która była tak bliska jej sercu. Oczy nauczycielki
           zmęczyły się. Wytarła okulary i skierowała się ku drzwiom.
             Dzwonek jeszcze się nie rozległ, gdy nagle przy wejściu zrobił się szalony
           ścisk. Zewsząd pędzono w kierunku schodów. Podwórko zakołysało się od har-
           midru pełnego lęku, dzieci pchały się jedno przed drugim, aby wejść do budynku.
           Popychano starą nauczycielkę ze wszystkich stron. Tłum poniósł ją ze sobą po
           schodach, nieomal przewracając. Widząc dookoła ocean bladych, wykrzywionych
           twarzy, nie mogła wydobyć z siebie żadnego pytania, żadnego słowa. Niebawem
           znalazła się na górze, skąd dostrzegła szczupłą postać dyrektorki, pani Fajner,
           która gestami rąk i opanowanym głosem odsyłała dzieci do klas. Nikomu nie
           trzeba było dwukrotnie powtarzać tego polecenia. Wkrótce korytarze opustoszały.
           Panna Diamant złapała panią Fajner za rękaw:



           14   10 listopada 1939 r., dzień po wcieleniu Łodzi do Rzeszy, w przededniu Święta Niepodległości
    398      Polski, Niemcy podpalili synagogę przy al. Kościuszki, a potem także inne łódzkie synagogi.
   395   396   397   398   399   400   401   402   403   404   405