Page 405 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 405

Panna Diamant posłusznie usiadła przy stoliku i oparła głowę na rękach.
                – Dlaczego nie pijesz? – Głos Wandy zdradzał jej bezradność.
                 – Nie chce mi się pić, Wando.
                – Jesteś na mnie zła – Wanda chwyciła pannę Diamant za obie ręce. – Chcę
             wiedzieć dlaczego.
                Panna Diamant pokręciła głową:
                – To nie ma nic wspólnego z tobą.
                – Nic wspólnego ze mną, ale z tobą tak?
                – Tylko ze mną, Wando, jedynie ze mną… Jesteśmy dzisiaj wzburzeni, moja droga.
                – Jacy „my”?
                – My… Żydzi.
                Wanda szeroko otworzyła oczy. Jej ręce powoli zsunęły się z palców panny
             Diamant. Ściągnęła brwi.
                – Mówisz tak, jakby wojna była jedynie przeciw Żydom. Sądzisz, że my, Polacy,
             nie jesteśmy wzburzeni? – strach rozpalił jej wzrok: – Czy ty słyszysz, o czym
             my rozmawiamy? Doro, mój aniele… Nie może tak być… Nie pomiędzy nami…
                – Nie, nie może… – dłonie panny Diamant, drżące jak dwa śmiertelnie ranne
             ptaki, opadły na jej łono. – Nie mogę nic na to poradzić. Coś… Ja… Jeśli chcesz
             wiedzieć, Wando, to powiem ci, że Niemcy zrobili ze mnie Żydówkę. Im to za-
             wdzięczam. Moje dzieci zabrano dzisiaj prosto z ławek, ponieważ są Żydami. Nie
             wiem… Wydaje mi się, że być Żydem w dzisiejszych czasach to… powód do dumy.
                W sposób niekontrolowany głowa Wandy poruszyła się szybko, wątpiąco:
                – Tego, Doro… – wydukała – tego się nie spodziewałam. A to wszystko, moja
             droga, to wszystko, co myślałaś… praca tych wielu lat… twoje słowa o ludzko-
             ści… o…
                – Nie rozumiesz mnie, Wando – powiedziała panna Diamant drżącym, podnie-
             sionym głosem – to wszystko, co myślałam o Żydach, nie ma związku z byciem
             Żydem w dzisiejszych czasach. Dlaczego tego nie pojmujesz?
                – Nie, nie mogę cię zrozumieć. Widzę tylko, że jesteś na mnie zła, jakbym to
             ja podpaliła synagogę. – Wanda dygotała na całym ciele. – Doro, co się z nami
             dzieje? Co się z nami stało, kochana?... – teraz drżały już obie. Dwa stare ciała
             drżały jak w transie, jak w gorączce. Szloch trwał długo, aż przez ich zaciśnięte
             palce przepłynął prąd miłości, wyciszając drżenie. Poczuły ulgę. – Przecież my
             obie wciąż jesteśmy takie same – Wanda próbowała uśmiechać się przez łzy. –
             Powiedz sama, czyż nie? Jeśli chcesz, mogę i ja założyć na ramię żółtą opaskę.
             Nie sprawi mi to różnicy. Ale proszę cię, trzymajmy się…
                – Masz rację – panna Diamant głęboko odetchnęła, czując, że robi się jej lżej
             i jaśniej na sercu. – Nie mogą nas rozdzielić… – długo głaskały się wzajemnie
             po dłoniach, pomarszczonych twarzach, siwych włosach.
                – Napijmy się herbaty – Wanda podsunęła przyjaciółce filiżankę i zaczęła
             z zapałem mieszać cukier. – No, powiedz sama, moja droga – promieniała. – Czy
             to ma sens, aby historia z synagogą zniszczyła to, co nas łączy?     403
   400   401   402   403   404   405   406   407   408   409   410