Page 407 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 407

– Proszę iść za mną, ja panią wyprowadzę – zaproponował Żyd.
                Przerażeni ludzie wciąż biegli we wszystkich kierunkach. Podążała przed siebie
             mocno przytulona do ściany, na chwilę zapominając, co się dzieje na ulicy. Tkwiło
             w niej spojrzenie tej pary dziecięcych oczu, a myśli wędrowały ku Wandzie. Jej
             złość odeszła, teraz czuła się winna. Był to ten rodzaj winy, która obejmowała
             zarówno napotkane dziecko, jak i jej uczniów, a także Wandę i jeszcze wiele innych
             rzeczy. „Jak mogłam… Jak mogłam?”… – wstyd w niej płonął. Strofowała się, nie
             wiedząc dokładnie, przeciw komu i czemu właściwie zgrzeszyła. Coś w niej łkało,
             skarżyło się. I nagle rozpłynęła się w tęsknocie do jedynych wiernych ramion,
             które mogły ją pocieszyć w tym smutnym, zimowym świecie. „Wracaj do domu!
             Wracaj do domu!” – poganiała ją natrętna myśl.
                Przechodzący obok uczeń pozdrowił ją pospiesznie. Rozpoznała go. Był rano
             wśród tych, których widziała na pace ciężarówki. Zawołała do niego:
                – Zwolnili was?
                – Tak, panno Diamant – chłopiec zdjął czapkę, niecierpliwie badając oczyma
             przestrzeń wokół niej. – Byliśmy u Wołyńców … Oberwaliśmy tylko trochę…
                                                    18
             Muszę iść – machnął ręką. – Dają ziemniaki…
                – Uważaj… biją… – ostrzegła go. Ale jego już nie było.
                Panna Diamant przyspieszyła kroku. Wciąż miała przed sobą twarz tego
             młodego chłopca. „Kochana młodzież” – wyszeptała. „Kochana, wspaniała
             młodzież” – mruczała do siebie. „Młodość jest dobra, a starość czyni złym, nie-
             zadowolonym, rozgoryczonym…” – jeszcze nigdy nie czuła się tak stara jak dzisiaj.
                Na schodach serce zaczęło jej tak mocno bić, że musiała odpocząć przez
             chwilę. Powtarzała sobie słowa, którymi chciała przeprosić swoją przyjaciółkę.
                Ledwo nacisnęła klamkę, gdy ktoś otworzył drzwi od środka. Wpadła w ra-
             miona Wandy.
                – Wybacz mi – załkała Wanda.
                – Przepraszam – powiedziała przez łzy panna Diamant.



                                               *


                Tego samego wieczoru do starych kobiet przyszedł gość – Samuel Cukerman.
             Przyniósł wielką torbę jabłek. Był tak radosny, że obie kobiety poczuły się zaże-
             nowane. Panna Diamant wiedziała, że przyszedł porozmawiać z nią, dręczyło ją więc
             dziwne przekonanie, że Wanda przeszkadza. Od Samuela zalatywało alkoholem.



             18   Chodzi o synagogę przy ul. Wólczańskiej 6, która znana była również jako „synagoga wołyńska”.
                Żydzi byli zmuszani do przyglądania się paleniu synagog, a także znieważaniu przez Niemców
                rabinów i bezczeszczeniu świętych ksiąg.
   402   403   404   405   406   407   408   409   410   411   412