Page 388 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 388
wrogowi, który chce ją złamać. Aby przyjść do siebie, przywołała w wyobraźni
mapę Polski, przypominając sobie chwile, które spędziła, patrząc na nią tam,
na górze, w pokoju nauczycielskim. Jedyną pewną rzeczą, w którą nie wątpiła,
była ojczyzna. Z tą miłością nie mogła konkurować żadna inna. Panna Diamant
uśmiechnęła się do siebie, w wyobraźni przesunęła palec po utrwalonych na
papierze barwnych pejzażach Polski. W jej wnętrzu rozbrzmiewała prosta pieśń
– jak dobrze, że zaczyna pracę! Widziała klasy pełne dzieci, rzędy ławek, oczy
i twarze ku niej zwrócone. Od czego zacznie kurs? Czym ich zainteresuje już na
samym początku? W tym momencie coś zmąciło jej entuzjazm: a może z dziećmi
też coś się stało przez ten czas? Może i one się zmieniły? Jak ma do nich mówić?
O czym im opowiadać? Znów poczuła się bezradna, wciągnięta w zaczarowany
krąg dziwnych myśli.
Pokój powitał ją spokojem, którym lubiła się otaczać. Meble lśniły. Obok
lampki na stole leżały posegregowane zeszyty i książki, z jednej strony jej,
z drugiej – przyjaciółki Wandy. Widziała zastrugane ołówki w słoiku, kałamarz
z czerwonym atramentem, kałamarz z czarnym atramentem. Wielka suszka na
środku stołu stała tak, jakby wyznaczała granicę: pół stołu dla niej, drugie pół dla
Wandy. Czerwono lakierowana podłoga odbijała się blaskiem w okularach panny
Diamant. Ani śladu kurzu. Wszystko było czyste, uporządkowane. Jej spojrzenie
padło na ścianę nad miską do mycia. Nie było ręcznika Wandy. Gwóźdź sterczał
pusty.
Zrzuciła buty, założyła ciepłe bambosze i podeszła do miski, aby umyć ręce.
Pusty gwóźdź kłuł ją w oczy. Nie rozumiała, gdzie jest ręcznik Wandy.
Nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o niej. Czy Wanda coś wyczuje?
Czy już poczuła jej przemianę, to dziwne i obce, co się w niej zadomowiło? Czy
to może mieć wpływ na ich przyjaźń? Aż zimno jej się zrobiło na tę myśl. Jak taki
absurd mógł jej przyjść do głowy? Zresztą czy przyjaźń liczy się z takimi rzeczami?
I to w dodatku taka, jaka łączy ją i Wandę – przyjaźń życia? Ile to już lat maszerują
razem, trzymając się za ręce? W tym, co je łączy, są pryncypia, których nic nie
jest w stanie zniszczyć. Nie wspominając już o ich wspólnej miłości do pracy, do
nauczania, o wspólnym byciu po pracy, wspólnym spędzaniu samotności i wza-
jemnym odpowiadaniu na pragnienie ciepła – ale przede wszystkim o głębokim,
wzajemnym zrozumieniu. Wzajemnym poznaniu. Czy jakiekolwiek znaczenie może
mieć zatem fakt, że Wanda jest katoliczką, a ona, panna Diamant, żydówką? Obie
już dawno zapomniały o tym i jeśli czasem wracają do tego w rozmowie, to tylko
po to, aby odsunąć to od siebie jak rzecz nieważną, która nie ma prawdziwego
związku z nimi obiema. Nie były pobożne w prawdziwym znaczeniu tego sło-
wa. Z biegiem lat obie stworzyły sobie rodzaj własnej, abstrakcyjnej religii,
a Bóg, w którego wierzyły, był dla obu ten sam. Jakże często filozofowały na
Jego temat, jakże podobne było ich pojmowanie świata i życia, które z Niego wy-
emanowało. A poza tym była jeszcze inna miłość, która je łączyła – Polska.
386 Ojczyzna.