Page 384 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 384
przedstawić nam plan nowej organizacji szkolnictwa, a zwłaszcza omówić z nami
sprawę gimnazjum. Proszę, abyście nie dyskutowali. Proszę stawiać pytania na
temat i – uśmiechnęła się blado – nie oczekiwać jasnej odpowiedzi na wszystko.
Powinniśmy być rzeczowi, realistyczni, a przy tym nie zapominajcie, że sprawy,
które poruszy prezes, to rzeczy już ustalone. Nam pozostaje czynić, co w naszej
mocy, w ramach możliwości, które się nam oferuje – przerwała.
Nauczyciele czekali, aż jeszcze coś dopowie, ale ona nie lubiła zbędnego
gadania. Szybko spojrzała na swój męski zegarek.
– Tymczasem zajmijmy się rozdzielaniem pracy.
Zanim jeszcze zdołali porządnie omówić podział pracy, już na zewnątrz dał
się słyszeć jakiś hałas. Profesor Lustikman doskoczył do okna i wykrzyknął:
– Jego dorożka już jest!
Pani Fajner wstała, dotknęła wszystkich guzików zapiętego żakietu, po żoł-
niersku obciągnęła jego poły, jakby chciała wygładzić na sobie mundur, i wyszła
na korytarz. Zaraz potem pojawiła się w drzwiach, a za nią prezes Mordechaj
Chaim Rumkowski.
Trwożny pomruk przeszedł przez pokój nauczycielski. Głowa prezesa była
owinięta wielkim, białym bandażem niczym koroną, a srebrnobiałe, rozwichrzone
włosy niby promienie wystawały spod tego dziwacznego nakrycia. Fragment czoła,
którego nie przesłaniał bandaż, był opuchnięty i ciemnofioletowy, taka była też
cała twarz: sinobrązowa i zdeformowana. Oczy, które spoglądały spod grubych,
siwych brwi, lśniły jak szkła okularów ciemnosinym, chorym blaskiem. Prezes
Rumkowski zatrzymał się na chwilę w drzwiach – majestatyczny i uroczysty.
Potem, opierając się na lasce i wyraźnie utykając, podszedł do stołu. Pani Fajner
podsunęła mu krzesło, lecz on odsunął je od siebie:
– Nie mam czasu siedzieć! – nerwowo zagryzł wargi. – Zmarszczył gruby,
opuchnięty nos, jakby chciał wyżej podciągnąć okulary, aż w końcu poprawił
je ręką. Jego rozgorączkowane, zamglone spojrzenie błądziło niecierpliwie po
twarzach zebranych.
Na twarzy pani Fajner pojawił się oficjalny uśmiech:
– Panie prezesie, oto moi koledzy – szybkim ruchem skinęła głową raz
w stronę gościa, raz w kierunku zebranych, po czym oparła się obiema dłońmi
o brzeg stołu. – Pan prezes jest nam wszystkim dobrze znany ze swojej miłości do
dzieci i młodzieży szkolnej. Jest przejęty troską, aby w dzisiejszych niespokojnych
czasach stworzyć naszej młodzieży możliwość kontynuowania nauki. Żydowskie
dziecko nie może być oderwane od szkolnej ławy. I tak dzięki tym staraniom
i pracy pana prezesa – pani Fajner z nutą udawanego patosu zwróciła się wprost
do Rumkowskiego. – Doceniamy pańską wizytę u nas, w tak trudnych dniach,
gdy jest pan chory i zajęty, dzień w dzień narażając swoje życie, aby ratować
ludzi od bólu i śmierci…
W tym momencie oczy Rumkowskiego zalśniły satysfakcją i dumą, ale jego
382 twarz wykrzywiła się, a laska uderzyła w podłogę.