Page 363 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 363

– Diese komischen Idioten haben in einer Scheune Widerstand geleistet
                                                                              15
             –  pada  przyjacielskie  wyjaśnienie.  –  Das  lassen  wir  noch.  Das  ist  zum
             anschauen …
                       16
                Już rozumiemy, jakie „Scheisse”  mieli na myśli. Jesteśmy na łące, na której
                                           17
             zgromadzono stosy padłych koni i zabitych ludzi. Dają nam łopaty. Mamy wykopać
             grób i pochować wszystkie trupy razem. Żołnierze, którzy nas strzegą, odsuwają
             się na bok i z oddali kierują ku nam lufy karabinów. Pomiędzy nami ponownie
             zaczyna się szeptana rozmowa.
                – Widzicie – mówi jeden mężczyzna, kopiąc niezdarnie łopatą. – Cofnęli się.
             Sami nie mogą patrzeć na to okropieństwo, jakie jest ich dziełem.
                – Nie bądź głupi – odpowiada inny. – Uciekają przed smrodem.
                – Czy myślicie, że oni wszyscy to takie psy? – szepcze zarośnięty mężczyzna
             obok mnie.
                – Oby wszyscy sczeźli! – pada odpowiedź.
                – A ja nie wrzucałbym ich do jednego worka – szepcze inny. – W każdym na-
             rodzie są dobrzy i źli ludzie. Niemcy są znani ze swojej kultury. Czy jeśli garstka
             bandytów przejęła u nich władzę, to mamy przekreślać wszystkich naraz?
                – Jeśli po tym wszystkim pan ich jeszcze bronisz, to niewiele jesteś pan dla
             mnie wart! – ktoś wpada w furię.
                – Tak – niektórzy zgadzają się z tą opinią. – Panie, wypchaj się pan tą swoją
             mądrością. Albo jest pan Jezusem, albo zwykłym bydlakiem. Po takiej nocy
             wygłaszać takie opinie, i to jeszcze przy takiej pracy!
                Wszyscy biorą udział w dyskusji, złoszcząc się w ciszy, aby zapomnieć, co
             robimy, aby nie dostrzegać tego, co prowokuje wymioty, doprowadza na skraj
             omdlenia – porozrywanych wnętrzności ludzi i zwierząt.
                – Możecie mnie uważać, za co sobie chcecie – nie odpuszcza „obrońca”
             – ale ja jestem przekonany, że zwykły żołnierz nie jest odpowiedzialny za to, co
             się tutaj stało.
                – Masz pan zwykłych żołnierzy! – ktoś pokazuje oczyma. – O, ci strażnicy
             tam, z lufami wycelowanymi w naszym kierunku. Słyszał pan, jak się do nas
             odzywają? Jak na nas patrzą? To też niby na rozkaz?
                – Żydzi, spójrzcie tylko! – krzyczy ktoś zduszonym głosem. U stóp kopiącego
             leży mężczyzna o śnieżnobiałej, czystej brodzie. W jego oczach widać same
             białka, jasne jak broda.
                – Kopać osobny grób! – pada czyjeś polecenie.




             15   Ci śmieszni idioci stawiali opór w stodole.
             16   Zostawmy to jeszcze. Niech sobie pooglądają.

             17   Gówno.                                                           361
   358   359   360   361   362   363   364   365   366   367   368