Page 362 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 362

Drugi chwyta mnie za kołnierz i niemal unosi w powietrze.
             – Ab damit, Judensohn!  – Zdejmuję płaszcz.
                                  9
             – Sind das wahre Nerz?  – żołnierz, śmiejąc się, wyrywa mi ubranie z ręki.
                                  10
           Zaraz jednak z całej siły odrzuca je od siebie.
             – Das stinkt doch! 11
             – Wahre Seuchengefahr!  – wykrzykuje drugi. Obaj krzywią się i wycierają ręce
                                  12
           chusteczkami. Pada kilka salw. Ktoś biegnie przez pole z szeroko rozstawionymi
           rękoma.
             – Eintreten! Eintreten!  – pada rozkaz.
                                13
             Ustawiają nas po pięciu w jednym rzędzie. Ruszamy przez pole. Ostrożnie
           patrzymy jeden na drugiego.
             – Dokąd nas prowadzą? – pyta ktoś ledwo słyszalnie.
             – Na rozstrzelanie. – Pada krótka odpowiedź z tylnych rzędów. Nogi zaczynają
           nam się plątać. Patrzymy sobie w oczy ze strachem.
             – Głupoty – ktoś próbuje nas pocieszać. – Po co mieliby nas prowadzić na
           rozstrzelanie? Mają czas na takie ceremonie? Jeśli chcieliby nas rozstrzelać, to
           załatwiliby nas na miejscu i mieliby to już z głowy.
             Takie stwierdzenie wydaje mi się logiczne. Zaraz jednak słyszę kolejny cichy
           głos, zaciągający śpiewnie jak przy studiowaniu Gemary:
             – A kto powiedział, że ich logika jest taka sama jak nasza?
             – Wydaje mi się – kontynuuje drugi – że zaraz przedefilujemy przed wojskiem,
           aby żołnierze pooglądali sobie, ilu nas złapali.
             – To głupota. Całą Polskę mają w garści, po co więc mieliby paradować
           z kilkuset Żydami?
             Dochodzimy do jakiejś wioski. Wkrótce poznajemy cel zebrania nas.
             – Die Scheisse wegbringen!  – pada z ust zielonego munduru.
                                     14
             Przemierzamy puste uliczki. Niektóre domy jeszcze się dopalają. Wspinamy
           się po gruzach zburzonego kościoła. Pod białym płotem, jeden na drugim, leży
           dziesięciu polskich żołnierzy w rozchełstanych mundurach, z zabandażowanymi
           ranami, które zadano im na froncie.






           9    Zdejmuj to, żydowski synu!
           10   Czy to prawdziwe norki?
           11   To przecież śmierdzi!
           12   Prawdziwa zaraza!
           13   Do szeregu!
    360    14   Sprzątnąć to gówno.
   357   358   359   360   361   362   363   364   365   366   367