Page 342 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 342

Od czasu do czasu ludzie zastępują mi drogę. Zbiegam z chodnika. Auta
           śmigają mi przed oczami. – Co powie Rachela? – wciąż zadaję sobie to pytanie.
           Widzę już, jak ciepło na mnie patrzy. Jej oczy zasnuwa mgiełka smutku – ciemna
           jak deszczowe chmury. Jej dolna warga drży, więc przygryza ją zębami. „Czy się
           rozpłacze?” – myślę, sam ledwo powstrzymując łzy. Złoszczę się na siebie za
           taką dziecinadę. Przypominam sobie, ile mam lat. Opuszczam miasto razem
           z wszystkimi mężczyznami i idę walczyć z wrogiem. Gdzieś we wnętrzu odzywa
           się błazen, drwiąc ze mnie: „Wielki bohater!” – szepcze mi do ucha. „Walczyć
           idzie! A trzymać pistolet w ręce potrafisz?” – Nie poddaję mu się: „Nauczę się!”
           – I wypędzam z siebie tego błazna: – „Będę lepszy od innych!...”
             Widzę już dom, w którym mieszka Rachela. Mam zamiar zagwizdać nasz
           umówiony sygnał (pierwsze takty Avanti popolo ), lecz gwizdanie wydaje mi się
                                                  3
           teraz niepoważne, więc wbiegam po schodach.
             Na drzwiach wisi duża kłódka, Racheli nie ma. Pewnie wieczorem wyruszyła
           już razem ze swoją rodziną. Postanawiam ją dogonić. Chcę iść razem z nią, nieść
           jej bagaż... Podtrzymywać ją, aby nie upadła ze zmęczenia....
             Biegnę teraz jeszcze szybciej niż wcześniej. Lecę. Pogrążony w myślach nie
           zauważam idącego naprzeciw człowieka i wpadam na niego z całym impetem.
           Czuję uderzenie pięści i już leżę jak długi na chodniku. – Niech cię cholera
           weźmie, ty kundlu parchaty! – słyszę „błogosławieństwo”. Po raz pierwszy takie
           słowa nie robią na mnie żadnego wrażenia.
             Jestem z powrotem na naszym podwórku, wielkimi krokami pokonuję scho-
           dy. Słyszę, że ktoś woła mnie po imieniu. Czy to możliwe? To Rachela wybiega
           z naszego mieszkania. Jest ubrana w niebieski, odświętny kostium i nowe buty.
           Jej brązowe, krótkie włosy podrygują przy każdym  kroku. Przypada do mnie:
              – Musisz się pośpieszyć!...
             Przyglądam się jej z bliska. Tak, ta mgiełka smutku przesłania jej oczy.
              – A ty? – pytam, oddychając ciężko.
             – My zostajemy... – Mam ochotę przysiąść z nią na schodach, złapać od-
           dech. Chcę położyć dłoń na jej ramieniu. Powiedzieć coś takiego, co doda sił
           nam obojgu. Lecz ona ciągnie mnie za rękę: – Chodź na dół... Pożegnasz się na
           dole... – Nie ruszam się z miejsca. – Dawidzie! – krzyczy, a jej oczy nabierają
           surowego wyrazu, wilgotniejąc jednocześnie uroczo. – Wszyscy mężczyźni są już
           w drodze. Czy nie rozumiesz?
             Chcę jej powiedzieć, że rzeczywiście nie rozumiem, że chcę zostać tutaj razem
           z nią, z mamą, z Haliną i Abramkiem, i niech będzie, co ma być. Ale nie mówię




           3    Avanti o popolo, alla riscossa – pierwsze słowa pieśni Bandiera rossa (Czerwony sztandar), jedna
             z najbardziej znanych pieśni rewolucyjnych, napisana w 1908 r. przez Carlo Tuzziego do melodii
    340      lombardzkiej pieśni ludowej.
   337   338   339   340   341   342   343   344   345   346   347