Page 339 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 339
pięty, które poprzedniego wieczora udało mi się przemycić do łóżka. Wszyscy
będą się ze mnie śmiali i poprowadzą mnie uroczyście do studni...
Znów się przebudziłem. Czy to możliwe, by wciąż rozmawiali o pluskwach?
– pytam sam siebie. Rozumiem, że mój piękny sen trwał tyle, co mgnienie oka.
– Przecież nie ma już ich w naszym domu. – Słyszę głos ojca. – Na pewno
ci się zdawało.
Głos mamy brzmi chrapliwie:
– To ja już nie wiem nawet, jak wygląda pluskwa?
Przez dłuższą chwilę panuje cisza.
Co oni robią? – zastanawiam się, ale nie chce mi się podnosić głowy. Wiem,
że nie o pluskwach myślą teraz oboje. Po chwili słychać skrzypienie kozetki – to
wstaje Halina i idzie po podłodze w samych skarpetkach. Nagle na podwórzu
rozlegają się kroki – ciężkie, dudniące na kamieniach. – Widzisz! – słyszę krzyk
Haliny. – To gospodarz z żoną. Wyjeżdża cała rodzina!!
Drzwiczki samochodu zatrzaskują się, po czym słychać warkot silnika.
Podnoszę głowę. Gdzieś zegar wybija godzinę – chyba trzecią. Jak przez mgłę
widzę ojca stojącego przy oknie i Halinę, która podchodzi do szafy i wyciąga z niej
płaszcz. – Wyjdę mu naprzeciw – mówi.
Ojciec wyjmuje jej płaszcz z ręki. Jego głos jest surowy:
– Idź, zrób herbatę i coś do jedzenia. Wróci głodny.
Wchodzą oboje do kuchni. Maszynka spirytusowa szumi głośno, zagłusza-
jąc ich słowa oraz ciszę, która panowała w mieszkaniu. Ten szum usypia mnie.
Ponownie zapadam w sen, nie wiem na jak długo. Naraz słyszę nad głową głos
ojca: – Exegi monumentum aere... Może mnie oświecisz, Halino. – Jego głos
1
wydaje się nieco bardziej ożywiony. – Monumentum, widzisz, rozumiem. To
znaczy po prostu monument, ale reszta jest dla mnie zupełnie niezrozumiała.
– Co ci jest, tato? Dlaczego mnie dzisiaj tak męczysz? – Słyszę, jak Halina
zbliża się do stołu, niechcący potrącając moje ramię. Podnoszę głowę. Ojciec
patrzy na nią z zaciekawieniem. Co mu się stało? Dlaczego teraz musi się tego
dowiedzieć? Ktoś obcy siedzi w nim i nie daje mu spokoju. Biedny ojciec. Halina
patrzy na niego zdziwiona i zła. – To oznacza – wybucha – to znaczy: „Stawiłem
sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Od królewskich piramid sięgający wyżej; Ani
go deszcz trawiący, ani Akwilony nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony szereg, ni
czas lecący w wieczności otchłanie. Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie
poza grobem...” Gówno! – wykrzykuje i rzuca książkę na stertę innych, które
2
przygotowaliśmy na jutro do spalenia. – Rozumiesz już, tato?
Ojciec podnosi książkę, kartkuje ją i niespodziewanie uśmiecha się do Hali-
ny: – Dlaczego złościsz się tak na książkę? Słuszne słowa... Dobrze dziś do nas
1 Exegi monumentum… (Wybudowałem pomnik…) – pieśń Horacego.
2 Horacy, Exegi monumentum, tłum. Lucjan Rydel. 337