Page 318 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 318

potęgą!  Długo zniewolone miasto Cieszyn powróciło do macierzy!  Hycel zwiódł
                                                                19
           psa małą kosteczką. Pamiętasz, jak gazety wychwalały sprawną polską dyplomację?
           Jakie były ochy i achy? Niestety! Ileż to czasu minęło, jak Göring pojechał na polo-
           wanie do naszej Puszczy Białowieskiej? W międzyczasie pan Hácha oddał naród
           czeski w ręce hycla... Teraz kolej na nas. Trzeba w końcu położyć kres cierpieniu
           niemieckiego narodu w Prusach Wschodnich, tak nieszczęśliwie oderwanych
           od ojczyzny. Gdańsk razem z „korytarzem” zostanie oddany! – Czasami z takiej
           desperacji wpadał w pełen entuzjazmu optymizm. Mówił o Związku Sowieckim.
           Wyzwolenie ludów nigdy jeszcze nie wydawało mu się tak bliskie. – Zobaczysz –
           chwytał Esterę za ramiona, ściskając je mocno wszystkimi palcami. – Zobaczysz,
           pewnego pięknego, jasnego dnia Armia Czerwona będzie maszerowała przez nasze
           miasto. Rozpocznie się wielki marsz wyzwalający świat... Dokładnie tak, jak śpiewa
           się w naszych pieśniach. Bastion rewolucji jest w pełnej gotowości. Nie bój się. To
           dlatego nie słychać żadnych nowin stamtąd. To cisza przed burzą... Wyobraź sobie,
           Estero – potrząsał nią rozentuzjazmowany. – Będą maszerowali i maszerowali, jak
           czerwona lawina, jak potężna fala, i porwą ze sobą międzynarodowy proletariat.
           A im dalej będą szli, tym większa będzie ich siła. We wszystkich krajach powstaną
           armie wyzwoleńcze. Nawet naród niemiecki, tak, właśnie naród niemiecki nabierze
           odwagi i sam obali Hitlera...
             Estera jednak nie chciała teraz rozmawiać. Bała się też jego słów. Czasami,
           gdy tak chodził tam i z powrotem, po czym zaczynał mówić, przypadała do niego
           i pocałunkami zamykała mu usta. Chciała ochronić ich miłość. Tuliła się do nie-
           go, a jej pieszczoty były tak śmiałe, jak nigdy dotąd. Gdy zauważała, że myślami
           jest gdzie indziej, próbowała żartem lub śmiechem przywołać go z powrotem
           do siebie. Mniemała, że on zapewne uważa ją za głupią, sądząc, że niczego nie
           rozumie i nie widzi, co się dookoła dzieje. Uparła się jednak i nie chciała roz-
           mawiać z nim o sprawach, które nie dotyczyły ich obojga. I tak bardzo chciała,
           by to wszystko, o czym mówił, rzeczywiście ich nie dotyczyło. W końcu dopięła
           swego: znów zapadło między nimi milczenie. Nie było jednak takie jak dawniej.
           Dawniej wypełnione było bliskością. Tym razem było puste jak przepaść, która
           chce ich rozdzielić.
             Przyszła wiosna. W powietrzu wyczuwało się zapowiedź dłuższych, jaśniej-
           szych dni i ciepłych nocy, kwitnących drzew i świeżej trawy. Miasto wyzwoliło się
           ze swej nieprzystępności i stało się bardziej przyjazne, swojskie. I choć gazety,
           niczym czarne kruki, przefruwały z ręki do ręki, zapominano zaraz o ich ostrze-
           żeniach. Nastała wiosna i niemożliwe było łączenie słonecznej ekspansji natury




           19   Aluzja do aneksji Zaolzia. 2 października 1938 r., korzystając z dogodnej sytuacji międzynarodo-
             wej, Polska zażądała od Czechów oddania Zaolzia (zachodniej części Śląska Cieszyńskiego). Rząd
             czechosłowacki zgodził się spełnić polskie warunki i przekazał sporne tereny, ale polskie ultima-
    316      tum zostało źle przyjęte przez opinię światową.
   313   314   315   316   317   318   319   320   321   322   323