Page 315 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 315

zmęczona i przygnębiona niż zwykle. Chciała spać. Dużo spać, aby przespać
             czas do jego powrotu. Spać jednak nie mogła. Leżąc nocami na łóżku, raz po raz
             przeżywała w myślach wszystkie ich spacery, wszystkie krótkie rozmowy. Zliczała
             spojrzenia, którymi ją obdarzył, wszystkie uśmiechy. Tęskniła za dotykiem jego
             ust na swojej głowie.
                Znała już wtedy jego nazwisko. Wiedziała również, że pracuje w redakcji
             nielegalnego wydawnictwa i ogarniał ją strach. Za każdym razem, kiedy znikał
             z miasta, była pewna, że wpadł i siedzi w więzieniu. Gdy zamykała oczy, widziała
             go w więziennej celi, przy stoliku, opartego na rękach, zmęczonego. Miewała
             koszmary, w których widziała go uwięzionego w Berezie Kartuskiej . Zadręczała
                                                                    18
             się, ożywiając w pamięci opowieści towarzyszy, którzy powrócili z tego obozu
             koncentracyjnego dla polskich „przestępców”. Nie wątpiła, że Hersz swoimi
             „występkami” zasłużył sobie na długie wakacje w tym cieszącym się ponurą
             sławą polskim „kurorcie”. Gdy spotykała go wówczas niespodziewanie, przepeł-
             niona całym tym strachem, jej zaskoczenie i radość były tak wielkie, że aż nie
             do zniesienia – bolesne i poruszające zarazem.
                Wtedy zamiast wypytywać go, paplać czy śmiać się – była u jego boku jeszcze
             bardziej milcząca niż zwykle.
                Zdarzało się również, że nie widywali się właśnie z jej winy. Po całym dniu
             pracy w fabryce, wieczorach, a czasem i nocach spędzonych na wypełnianiu
             partyjnych obowiązków, gdy zostawała jej godzina lub dwie dla siebie, była często
             zbyt zmęczona i słaba, by narażać się na rozczarowanie, gdyby go nie spotkała.
             Wciąż jeszcze nie umawiali się na spotkania, zdając się na przypadek i czuła się
             czasami jak grający w ruletkę, który nie ma odwagi zaryzykować.
                Zostawała wtedy w domu. Cerowała pończochy, myła głowę, sprzątała swój
             pokoik lub zmuszała się do skoncentrowania nad jakąś teoretyczną książką,
             którą jej polecił. Przede wszystkim jednak oddawała się swym sekretnym myślom:
             czasami pogodnym i dobrym, często niespokojnym i smutnym. A bohaterem ich
             wszystkich był on. Wypełniał sobą jej pokój i każdy zakątek serca. Porównywała
             go często z nauczycielem Szafranem i zawsze ten ostatni wychodził zwycięsko
             z tej konfrontacji. Szafran był przystojniejszy i lepszy, szlachetniejszy i wrażliwszy
             od Hersza. Tak swobodnie się z nim rozmawiało, był jej bliski, chciał wszystko
             o niej wiedzieć i dobrze ją rozumiał. Musiała jednak sama przed sobą przyznać,
             że oddałaby wszystkie długie rozmowy z nauczycielem za jedną chwilę milcze-
             nia u boku Hersza. Nie, nie odczuwała euforycznej, wielkiej radości zakochanej
             dziewczyny. Znajomość z nim była dla niej szczęściem pełnym bólu i udręki.
                Często robiła sobie wyrzuty, że bierze to wszystko zbyt poważnie, że jej
             myślom o nim towarzyszy ciągle niepokój, a nawet strach. Nieraz jawił się jej



             18   Obóz w Berezie Kartuskiej utworzony w 1934 r. przez władze sanacyjne II RP. Patrz przyp. 10 na
                str. 148.                                                          313
   310   311   312   313   314   315   316   317   318   319   320