Page 311 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 311
i że muszą tkwić w nich jeszcze zaplątane pasemka wełny. Nie była nawet pewna,
czy jej twarz jest całkiem czysta. Nie słyszała, co do niej mówił.
Zdjął ręce z jej ramion.
– Widzę, że śpieszycie się, towarzyszko. No cóż, dobrze, że się spotkaliśmy.
– Wziął jej dłoń, uścisnął mocno i oddalił się.
Estera puściła się biegiem. Gdy dotarła do pokoju, dopadła wpierw do wia-
dra z wodą, zaczerpnęła pełny dzbanek i wypiła pośpiesznie, dużymi łykami.
Spotkanie z nim rozpaliło ją. Rzuciła się na łóżko. „On jest tutaj!” – powtarzała
sobie tysiąc razy na głos. „On jest tutaj!” – śmiała się głośno i nie wiedziała,
co począć z tym swoim radosnym rozgorączkowaniem. Nagle zrobiło się jej za
ciasno w pokoju. Szybko wyskoczyła z łóżka, wciągnęła na siebie inną sukienkę,
poprawiła włosy i wyszła na ulicę.
Chciała go jeszcze raz zobaczyć, chociaż wiedziała, że szczęście nie może
być aż tak szczodre, by raz jeszcze tego dnia postawić go naprzeciw niej. Mimo
to poszła go szukać: zaglądała do klubów, na „giełdę”, do biblioteki, biegała po
„alejkach”. Miasto ukrywało go przed nią, a jednocześnie było go pełne. Radość
Estery nie zmniejszyła się. Wiedziała, że pewnego dnia znowu go spotka.
Zobaczyła go parę dni później w bibliotece. Siedział pochylony przy stoliku
i przeglądał katalog. Postanowiła, że nie pozwoli mu więcej zniknąć. Podeszła
do niego pewnym krokiem:
– Pamiętasz mnie? – Podniósł głowę i podał jej mocną, dużą dłoń z rozsta-
wionymi pięcioma palcami. – Dzisiaj się nie śpieszę – wyszeptała, jak gdyby
chciała go przeprosić. – Muszę tylko wziąć książkę i … możemy pospacerować,
jeśli chcesz.
Przymrużyła oczy, lecz jej spojrzenie, które przeświecało przez wąskie szparki
pomiędzy rzęsami, padało prosto na jego twarz. Wyjął jej książkę spod pachy:
– Czytasz poezję?
– Zazwyczaj nie – zaczerwieniła się. – Tylko latem czasami mam ochotę.
Kocham Tuwima.
Skrzywił się:
– Jeśli już poezję, to dlaczego nie czytasz Majakowskiego? To jedyny poeta,
który wie, czego chce. Inni to próżniacy.
– Tuwim też?
– Oczywiście, Tuwim też. Po drugie, moja droga, szkoda tracić czas na takie
rzeczy. Są ważniejsze sprawy niż czytanie poezji. Nie sądzisz? – zapytał, ocze-
kując od niej potwierdzenia.
– Tak – zgodziła się chętnie. – Czasami budzą się we mnie drobnomiesz-
czańskie słabostki. Szczególnie latem … – Zaśmiała się. Jej śmiech był beztroski
i pełen życia. Rumieniec, który zaczął ustępować z jej twarzy, zatrzymał się na
policzkach, które dzięki temu wyglądały, jakby odbijał się od nich żar jej zielono-
niebieskich oczu. Przypomniała sobie, że jest w bibliotece i szybko zakryła dłonią
usta. Odebrała mu książkę, podeszła do barierki i zwróciła się do bibliotekarza: 309