Page 307 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 307

siostrami. Tylko średnia, Sarcia, była narzeczoną. Nie mogąc się doczekać, kiedy
             rodzice zgromadzą wystarczającą ilość pieniędzy, by urządzić wesela starszym
             siostrom, „zaręczyła się” z najporządniejszym kawalerem z grona tych, którzy
             składali im wizyty. Młodzieniec ów tak się w niej zakochał, że gotów był ożenić
             się bez grosza posagu. I choć o wyprawieniu wesela nie było jeszcze mowy,
             dziewczęta bardzo przeżywały narzeczeństwo siostry, jakby to było ich własne
             szczęście, więc prawie o niczym innym nie mówiło się w domu wuja Chaima.
                Estera wyrzucała sobie, że nie potrafi dziewczętom wyjaśnić ani zachwycić
             ich swoją nową wiarą i wnieść w ich życie radość i nadzieję, którymi sama żyła.
             Czasami, gdy zbierała się na odwagę i próbowała poprowadzić rozmowę na swój
             sposób, ostrożnie, za pomocą słów znanych im i bliskich, by nie odstraszyć ta-
             kimi wyrazami, jak „socjalizm” czy „rewolucja”, dziewczęta wpatrywały się w nią
             szeroko otwartymi oczami i nabierały wody w usta. Niekiedy w ich spojrzeniach
             zapalały się gniewne ogniki i wtedy Sarcia, najodważniejsza z nich, pytała krótko:
                – Co robi się w tym twoim związku?
                – Działa przeciwko wyzyskowi, walczy o krótszy dzień pracy – wyjaśniała im
             ostrożnie.
                – Przeciwko komu powinno się walczyć? – padało znów pytanie. – Kto nas
             wyzyskuje? Rodzice? A jeśli będziemy pracować osiem godzin dziennie, kto da
             nam jeść? Ty?
                Estera czuła, że nie znosiły jej w takich momentach. Wiedziała, że ze swoimi
             kuzynkami powinna rozmawiać inaczej, ciągnęła jednak dalej. Zarumieniona
             i zdenerwowana opowiadała im o proletariacie i kapitale, i już w podnieceniu
             zapominała, by nie nazywać „niebezpiecznych” rzeczy po imieniu. Mówiła o ma-
             łych warsztatach, jak ten wujka Chaima, w których gnieździ się niewolnictwo...
             Ugryzła się w język i zobaczyła, że kuzynki już jej nie słuchają. Najwyraźniej
             poczuły się obrażone.
                Wtedy wmieszała się ciotka Rywka. Podając do stołu groch z pieprzem,
             uspokajała zarówno swoje dzieci, jak i Esterę:
                – Co przyjdzie z gadania o wszystkim i o niczym? Zaśpiewajcie coś, dzieci...
                Dzieci jednak nie miały ochoty śpiewać. Były rozgoryczone. Relacje Estery
             z wujkiem Chaimem również nie były takie jak wcześniej. Przez ostatnie lata
             stał się jeszcze pobożniejszy. Zdawało się, że wszystko, co go do tej pory na
             świecie interesowało, straciło dla niego znaczenie, a jedyną wieczną prawdą,
             która istnieje, jest prawda zawarta na kartach Gemary. Nie martwił się już tak
             o utrzymanie, bowiem dzieci dorosły i teraz to one troszczyły się bardziej o niego
             niż on o nie. Jedynym zmartwieniem, jakie miał jeszcze na głowie, było wypra-
             wienie wesela Balci i pozostałym córkom. Ufał jednak, że w szczęśliwej godzinie
             poprowadzi je jedną po drugiej pod chupę, no i synów swoich także. Mógł więc
             ze spokojniejszą głową oddawać się studiowaniu Gemary, a przy okazji, rzecz
             jasna, mniej interesował się również Esterą. Liczył na to, że podobnie jak jego
             dzieci, da sobie radę. Chętnie widział ją u siebie w domu i był zadowolony, że tak   305
   302   303   304   305   306   307   308   309   310   311   312