Page 316 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 316

jako niewyraźny, mglisty i pogmatwany sen. Nie rozumiała go do końca. Czuła,
           że gubi się w nim jak w ogromnym, wzburzonym morzu, do brzegów którego nie
           jest w stanie dotrzeć. Czasami myślała, że tylko się jej wydaje, iż między nimi
           wydarza się coś wyjątkowego. „Jest przyjacielem, jak wszyscy inni” – mówiła
           sobie, czując jednak, że tak nie jest.
             Zdarzało się często w takie wieczory, kiedy zamierzała zostać w domu, że sły-
           szała w sobie głos szepczący, gdzie może go znaleźć. Jak na skrzydłach zlatywała
           po czterech kondygnacjach schodów i puszczała się biegiem ulicą. Wpadała na
           masówkę albo wykład – a wtedy wystarczało tylko wypatrzeć go pośród tłumu
           wypełniającego salę. Jedna wymiana spojrzeń i rozpalał się pomiędzy ich oczami
           płomienny most – z jednego końca sali na drugi. Kroczyli oboje po tym moście
           i czuli wtedy najlepiej, jak są sobie bliscy.
             Tak mijał czas. Estera dziwiła się wciąż temu osobliwemu uczuciu, które
           zadomowiło się w niej i wiedziała, że z nim dzieje się to samo. Wciąż jeszcze
           nie odwiedził jej, nie wiedział, gdzie mieszka, czym się zajmuje, nie mówiąc już
           o tym – co myśli i czuje. Zadawała sobie też ciągle pytanie, co znaczy milczenie
           między nimi, i nie wiedziała, czy ma je zachowywać, czy przerwać. Utrzymywała
           je jednak. „On chce, bym była taka, jaką widzi mnie w swej wyobraźni” – myślała
           często. „Boi się, że słowami mogłabym zniweczyć czar. Dobrze, niech i tak bę-
           dzie. To jest trochę dziwne, odmienne niż z innymi i może dlatego piękniejsze?
           I właściwie czego ja od niego chcę?” – pytała sama siebie. „O czym on miałby
           ze mną rozmawiać? Do dyskusji o polityce jestem dla niego za słaba i pewnie
           dość ma rozmów z tymi, którzy mogą się z nim równać. O cóż więc miałby mnie
           wypytywać? Czy to takie konieczne, by wiedzieć, gdzie mieszkam, gdzie pracuję,
           z kim się spotykam? Czy naprawdę ma to związek z tym, co jest między nami?
           A jeśli chodzi o moje myśli i uczucia... Może nie chce, bym do niego należała,
           bo i on nie chce należeć do mnie. Nie chce, byśmy się zatracili całkowicie, bez
           reszty, jedno w drugim, gubiąc przy tym samych siebie. Chce, by nasza miłość
           była spotkaniem wolnego mężczyzny i wolnej kobiety...”
             Spotykali się, zmęczeni samotnością i wypatrywaniem siebie. Pytali się w ser-
           cu: „Czy to ona? Czy to on? Czy to jest szczęście?”. Dziwili się własnej tęsknocie,
           ale wiedzieli, że jutro będą znowu tęsknić.



                                            *


             Musiał jednak odnaleźć drogę do jej mieszkanka, do jej codziennego życia.
           Przestraszyła się, gdy przyszedł, ponieważ nie było żadnego istotnego powodu
           wizyty. Zadomowił się tam od razu, czuł się swojsko, jakby wyczuwał, że każdy
           kącik tylko na niego czekał, jak gdyby jakaś część jego samego od dawna już
    314    tu mieszkała.
   311   312   313   314   315   316   317   318   319   320   321