Page 587 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 587
uczciwie i wiarygodnie przeżyć gorączkę tamtych czasów i dać ją światu. Może
będzie to ktoś, kto był daleko od tej pożogi, dzięki czemu zdrowy na ciele i na
duchu rzuci się teraz do tych płomieni, aby przekazać to piekło światu. Zarówno
w tym pierwszym, jak i w drugim wypadku, ten, kto się tego podejmie, musi być
geniuszem.
1 lipca
Znowu widziałam we śnie Bunima Szajewicza. Promieniał tym samym świa-
tłem, jakie biło z jego twarzy, kiedy był radosny. Rozmawialiśmy, ale nie ustami,
a jedynie myślami: – Jestem bardzo zmęczony – powiedział – ale szczęśliwy.
Widziałam go w czymś na kształt drewnianego domu. Wyciągał skądś całą pakę
rękopisów – Uratowałeś je? – zapytałam go, a on odpowiedział rozpromieniony:
– Starczy, to tylko „żydowski Nobel”. Zaczął mi czytać poemat. Nagle jednak
znów zaczął się szykować do drogi. Zapytałam go: – My byliśmy przecież już
wywiezieni. Nie pamiętasz?
Gdzie jesteś Bunim, gdzie są nasi drodzy przyjaciele? Gdzie są poeci, mala-
rze, muzycy z getta?
Czujemy się samotni. Wszyscy razem i każdy z osobna. Cóż mamy począć
z naszym ocalonym życiem? Świat jest dla nas zamknięty. Tam gdzieś toczy się
nowe życie. Dla nas czas się zatrzymał. Długie dni i noce kierują nas wstecz…
wstecz. Świat pisze na nowo historię nieprawości wobec nas.
5 lipca
Zewsząd przybywają mężczyźni. Szukają swoich żon. Drżę przy każdym
pukaniu do drzwi. Co chwilę przychodzi ktoś inny. Przybywają, aby nas pytać.
Oczy mężczyzn patrzą prosząco, błagalnie – może coś wiecie… Przypomnijcie
sobie, przypomnijcie sobie dobrze. Opisują nam wygląd bliskich im osób. Czy
nie wiedzą, że obraz, który noszą w sercu, już dawno temu zmienił się, że każdy
z minionych dni przemieniał ludzi nie do poznania? My też wypytujemy. Męż-
czyźni odpowiadają urywanymi, niedokończonymi zdaniami. Staramy się ich
ugościć jak możemy, ale oni nie mają cierpliwości. Zrywają się i biegną dalej.
Gdzieś z otwartych drzwi dobiega spazmatyczny szloch. Prawdopodobnie ktoś
otrzymał wiadomość. Prawdopodobnie czyjeś serce straciło ostatnią nadzieję.
A może właśnie tak długo noszone w sercu marzenie stało się prawdą i ta nagła
radość uwolniła stłumione łzy, tak że tryskają strumieniem radosnej ulgi. Która
tym razem przyczyna – pierwsza czy druga?
Nie możemy spocząć. Zbiegamy na dół, gdzie jakieś poruszenie niesie się
przez wszystkie podwórza. Mężczyźni idą od domu do domu, zatrzymując się
i wołając przed otwartymi na oścież oknami. Często wywołują całą listę imion
żon, córek, sióstr… Czekają chwilę, czy czasem nie zdarzy się cud i z pokoju nie
wynurzy się ta droga twarz. Ale w oknie ukazuje się głowa obcej kobiety:
– Skąd pan przychodzi?… Nie zna pan może…? 585