Page 611 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 611
było odwrotnie – zapach zbliżał do niej Adama, bo mogła się poczuć przy nim
swojsko. Ale była inna historia. Tym, co ją odstręczało od niego, było rozczaro-
63
wanie. Świętym Żydem – lamedwownikiem mógł być każdy na tym świecie, ale
nie fekaliarz. Dlaczego? Tego nie wiedziała dokładnie. Była jednak przekonana,
że te zajęcia nie pasują do siebie i tyle. Oczywiście już wcześniej miała pewne
wątpliwości co do świętości Adama i niejeden raz wściekała się sama na siebie,
że była chyba głupią krową, dając sobie wmówić takie wariactwa. Jednak ciągle
pozostawała ta odrobina nadziei – a nuż? Może ma swego osobistego obrońcę,
który czuwa nad nią i nie pozwoli, aby coś złego się stało z nią i z jej dziećmi?
Więc dalej czekała na znaki i sygnały w zachowaniu Adama, a znajdując je na
każdym kroku, odnajdywała wraz z nimi ukojenie dla duszy.
Ale ten smród, który uderzył w nozdrza Krejny już pierwszego dnia, kiedy
Adam wrócił z pracy przy fekaliach, był bezlitosnym zapachem prawdy. Wtedy
to potok ciemności zalał jej serce i po raz pierwszy w pełni zrozumiała, w jak
żałosnej sytuacji znalazła się ona sama i jej pociechy. Zaraz następnego ranka
zaczęła wyładowywać zwątpienie i rozgoryczenie na swym lokatorze, jakby był
odpowiedziany nie tylko za jej osobiste nieszczęście, ale i za los całego getta.
W żaden sposób nie mogła mu darować, że nie jest Świętym Żydem.
Teraz, gdy pan Adam zostawiał drzwi do swego pokoju lekko uchylone, aby
trochę ciepła z kuchni dostało się do niego, zatrzaskiwała je z taką siłą, że aż
zawiasy zgrzytały, a drewniana framuga trzeszczała. W tym jego pokoju, który
kiedyś był dla niej niczym Święte Świętych, buszowała jak się patrzy. Brała
dla siebie wszystko, co wydało jej się przydatne, nie miała obiekcji, aby wyjąć
z szuflady czasami ziemniaka, czasami marchewkę. Nie pogardziłaby też jego
chlebem, cukrem i marmoladą, gdyby nie to, że nosił je przy sobie, w wielkich
kieszeniach kombinezonu. To, że był posłuszny, rąbał drzewo, wynosił popiół,
zamiatał podłogę, nie poprawiało jej nastawienia do niego. Niejeden raz brała
ją chęć, aby przywalić mu czymś po głowie, rzucić się na niego i paznokciami
wydrapać mu szramy na twarzy albo w ogóle maltretować go, jak się tylko da.
Jednak nie chciała, żeby się stąd wyprowadził. W pewien sposób był jej potrzebny.
Jej zbolała dusza musiała mieć na kogo przelewać swą gorycz.
Dzisiaj, w tę noworoczną noc, leżała czuwając tak samo jak on. Ona po jednej
stronie ściany, a on – po drugiej. On – niezaspokojony w pożądaniu jej, ona –
zanurzona w fantastyczne plany, jak go zamordować, udusić, poćwiartować. Tej
nocy jej mordercze wizje stały się w dwójnasób okrutne. Była na tyle wykończo-
na, że nie wiedziała, na jakim świecie się znajduje. Trójkę dzieci przewiało, więc
teraz miały nalot na migdałkach. Musiała zatem przez całą noc utrzymać ogień
w piecu, ponieważ przed położeniem spać postawiła im bańki i nasmarowała
plecy ostatnim kawałkiem masła. Miały się wypocić, więc gdyby w pokoju zrobiło
63 Święty Żyd – osoba o wyjątkowej świętości i mądrości, sprawiedliwy (hebr. cadik). 609